Porady Kreatywki
-
Jak myśli przedszkolak?
Piotruś, lat 3, przy obiedzie krzyknął do wszystkich zachwycony – „wczoraj idziemy do kina!” . Mama Piotrusia, uśmiechając się serdecznie do swojego zdezorientowanego męża, przytuliła synka ze słowami: „tak Piotrusiu, jutro idziemy do kina”. Malec uradowany pobiegł do swoich klocków, a mama zaczęła się po raz kolejny zastanawiać nad tym, jak bardzo jej sposób myślenia różni się od tego, co dzieje się w głowie Piotrusia.
Wszyscy wiemy, że przedszkolaki myślą inaczej niż dorośli. Na czym jednak te różnice polegają?
Zacznijmy od tego, że nasze maluchy trochę inaczej postrzegają upływ czasu. Wczoraj, dziś, jutro – cóż to za różnica dla Piotrusia! Dość niejasne są dla niego pojęcia godziny, miesiąca czy – uwaga – chwili. Nie oczekujmy więc, że maluch bezbłędnie zrozumie nasze polecenie – „zrób to za chwilę” lub uspokoi się, gdy powiemy „przyjdę do Ciebie za moment”. Zamiast słynnego „za chwilę” mówmy: zabawki posprzątamy teraz, pobawię się z Tobą piłką jak skończę jeść, czyli – albo działamy tu i teraz albo odnosimy się do konkretnego działania.
Nie tylko jednak spojrzenie na czas w myśleniu przedszkolaka zadziwia. Kolejną fascynującą cechą u dzieci w tym wieku jest skłonność do przypisywania cech ludzi zwierzętom i przedmiotom, często nawet „przerzucanie” na nie swoich myśli. A więc „misiu płacze, bo boi się ciemności”, „samochód się spieszy”, a „chomik się obraził i nie chce się bawić”. A my? Jak najbardziej pozwalamy maluchowi na „uczłowieczanie” wszystkiego dookoła. A dodatkowo możemy z tego skorzystać. Jeśli „misiu” źle się czuje, gdy nie ma światła, to może warto porozmawiać z dzieckiem i pozwolić mu wytłumaczyć, dlaczego „z misiem” tak jest. To doskonała metoda, by poznać czasem lęki czy wątpliwości naszej pociechy, ale również – zachęcić ją do czegoś. Może malec chętnie spróbuje nowej zupki, gdy dowie się, jak bardzo smakowała ona misiowi?
Intrygujące w myśleniu dziecka, o czym większość z nas nie ma zielonego pojęcia, jest rozumienie stwierdzenia „tyle samo”. Tyle samo soku jest w dwóch zupełnie różnych szklankach tylko wtedy, gdy poziom płynu w obu z nich jest równy – na tej samej wysokości. Porcje makaronu są równe wtedy, gdy zajmują tyle samo miejsca na talerzach, nawet jeśli jeden talerz jest głęboki i okrągły, a drugi – kwadratowy i bardzo duży. Dziecko rozumie to, co widzi – tu i teraz. Tak więc gdy chcemy rodzeństwu dać „po równo” czekolady, to dajemy identyczne kawałki! Jeśli jedno z nich dostanie 2 kostki w jednej części, a drugie przełamane, to awantura gotowa – dwa kawałki to „na pewno więcej” niż jeden! Drobna podpowiedź – 3 krople niezbyt smakowitego lekarstwa lepiej podać na dużej łyżce niż na łyżeczce – malec będzie przekonany, że faktycznie musi połknąć tylko odrobinkę, a nie „całą łyżkę”.
Kino było ogromną frajdą dla całej rodziny. Po bajce wszyscy usiedli w domu i jeszcze raz przypominali sobie losy głównego bohatera. Wtedy właśnie Zosia, starsza o rok siostra Piotrusia, spytała: Mamusiu, a jak to się dzieje, że widać bajki w kinie?.... Temat „wieku pytań” to już zupełnie inna historia. Czy, kiedy i jak odpowiadać na pytania maluchów – o tym w kolejnych poradach.
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.
-
NIE - "bunt" dwulatka
Mama postanowiła wykorzystać piękne jesienne popołudnie i wybrała się z dziećmi na spacer. Po drodze zajrzeli na plac zabaw, ulubione miejsce maluchów i ich mam z tej okolicy. Jej uwagę przyciągnął chłopiec, który prowadził rozmowę ze swoim ojcem używając wyłącznie jednego słowa – NIE. Przysłuchując się głośnemu, wyraźnie powtarzanemu: „nie, nie, nie”, mama uśmiechnęła się do siebie. Doskonale pamiętała etap „NIE” swoich dzieci.
W wieku ok. dwóch lat dziecko dokonuje jednego z najbardziej fascynujących odkryć w swoim życiu – siebie! Malec, dzięki coraz lepszym zdolnościom przemieszczania się, używania rąk i języka do wyrażania swoich potrzeb, zaczyna patrzeć na siebie jak na sprawcę różnych zdarzeń, jak na małego człowieka istniejącego poza mamą. I choć wielokrotnie może to być dla nas trudne, naszą rolą jest wspieranie go w jego rosnącej samoświadomości.
Zacznijmy od dość banalnej sprawy – zamiast mówić do malucha w trzeciej osobie lub liczbie mnogiej (Czego Piotruś się napije, Czego się napijemy), opierajmy się na bezpośrednich zwrotach do dziecka (Czego się napijesz?). Żeby lepiej zorientować się, na jakim etapie rozwoju jest nasz maluch, proponujemy mały eksperyment: narysujmy, ukradkiem, dziecku na czole małą kropkę i pokażmy mu lustro. Jeśli malec, zamiast wycierać szybkę lub zaglądać za nią w poszukiwaniu plamki zacznie dotykać własnego czoła, możemy mieć pewność, że już doskonale wie, że ON to właśnie ON. Naszą uwagę powinien zwrócić również fakt, iż nasz maluch zaczyna z przyjemnością używać zaimka JA.
Jednym z sposobów zaznaczania swojej odrębności jest dla dziecka magiczne słowo NIE. Używane zawsze i wszędzie, wręcz – dla zasady. Sytuacje „NIE” (tzw. negatywizm dziecięcy) często jednak przyprawiają większość rodziców o intensywny ból głowy. Cóż więc zrobić, by nie łamiąc budzącej się woli naszej pociechy, przeżyć ten okres bez większych konfliktów i załamania nerwowego? Na pewno stwierdzenia typu „nie, to nie, to zostań sam w pokoju i zobaczysz!” nie będą pomocne… Oto kilka podpowiedzi, kiedy pozwolić malcowi na „NIE” oraz – jak zamieniać NIE w TAK!.
Ważne, by stwarzać dzieciom jak najwięcej możliwości decydowania o sobie. Pytając „ czy chcesz założyć te niebieskie spodnie?” sami wystawiamy się na błyskawiczną odpowiedź – NIE! Zamiast tego starajmy się dać maluchowi jakąś alternatywę: „chcesz założyć niebieskie czy brązowe spodnie”? Wtedy będzie mógł on podjąć autonomiczną decyzję.
Trzymajmy się jednak zasady podawania dwóch możliwych rozwiązań – trzecie może wprowadzić zbyt duży zamęt do głowy naszego maluszka. Tu podpowiedź dla mam niejadków – samodzielne zdecydowanie dziecka, iż ma większą ochotę na marchewkę z groszkiem niż na surówkę ,zwiększa prawdopodobieństwo przełknięcia choć odrobiny warzyw podczas obiadu.
NIE czasem w ułamku sekundy zamieni się w TAK, jeśli tylko zwrócimy uwagę dziecka na atrakcyjne dla niego aspekty danej decyzji. Jeśli malec NIE chce iść na spacer, może będzie chciał pójść zobaczyć koparkę, która układa nowy chodnik? Jeśli NIE chce bawić się z klockami, może skusi się na próbę zbudowania wieży równie wysokiej jak on sam? Nie dosyć, że mamy duże szanse spędzić czas dokładnie tak, jak planowaliśmy, to dodatkowo – nadal pełną decyzję pozostawiamy po stronie naszego samodzielnego malucha.
Kiedy NIE dziecka nie wchodzi w rachubę? Gdy chodzi o jego bezpieczeństwo i zdrowie. W zakresie tych aspektów pozostajemy nieugięci niczym skała. Natomiast w sprawach mniej istotnych – może warto wykazać się pewną elastycznością i pozwolić malcowi na zaznaczenie swojej obecności, swojego zdania i swojej mocy – pozwalajmy mu na NIE. Dzięki temu uda nam się wychować niezależnego, pewnego własnych potrzeb i decyzji człowieka, który na pewno będzie wiedział, czy woli jajka a twardo czy też jajecznicę.
Mama odetchnęła z ulgą i skierowała swoje śpiewające maluchy w kierunku domu. Na szczęście „wiek wiecznego NIE” przemija. Jej dzieci są już na odrobinę innej fazie rozwoju – oczywiście wcale nie łatwiejszej. Jednak, jako klasyczna optymistka, mama nie miała nic przeciwko temu – wychowywanie dzieci nigdy nie staje się nudne!
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.
-
Polowanie na nianię - czyli jak wybrać opiekunkę?
Stało się – babcia zaczęła tracić siły do opiekowania się swoimi ukochanymi wnuczętami. Mama Piotrusia i Zosi stanęła przed poważnym dylematem: w jaki sposób znaleźć dobrą nianię do opieki nad swoimi pociechami? Zaczęła oczywiście od przeglądania dostępnych w Internecie artykułów, które natchnęły ją do przemyśleń. Czy aby na pewno jest tak, że istnieje osoba, którą możemy nazwać „nianią idealną”?
Problem poszukiwania dobrej niani jest bardzo powszechny wśród troskliwych mam. Przecież każda z nich chciałaby, aby jej dziecko znajdowało się pod jak najlepszą, profesjonalną opieką. Fora internetowe uginają się od natłoku „dobrych rad”. Idealna niania powinna być wedle nich: cierpliwa, opiekuńcza, pogodna i pracowita, a na dodatek tryskać entuzjazmem i generować tysiąc pomysłów nowych zabaw na minutę. Powinna również natychmiast po przekroczeniu progu naszego domu zaprzyjaźnić się z dzieckiem. I tutaj właśnie pojawia się pytanie: czy istnieje uniwersalny zestaw cech dobrej niani? Czy może też dobra niania jest na tyle dobra, na ile „pasuje” do naszego dziecka?
Wyobraźmy sobie dziecko, które jest raczej spokojne, lubi bawić się samo, potrafi „wciągnąć się” w jedną czynność na kilka godzin, woli spokój od chaosu. Czy idealna niania dla takiego malca powinna faktycznie być wulkanem energii nieustannie zarzucającym je ogromem nowych pomysłów? Osoba energetyczna może być stymulująca dla jednego dziecka, lecz inne przytłaczać nadmiarem wrażeń i bodźców. Nasz mały introwertyk potrzebuje raczej osoby cierpliwej i spokojnej, takiej, która będzie bez znudzenia towarzyszyć mu w nawet wielogodzinnym malowaniu zwierzątek. Osoby, która rozumie jego potrzeby i nie stara się go zmieniać na siłę. Osoby, która będzie wiedziała, że potrzebuje on więcej czasu, aby zaprzyjaźnić się z innymi dziećmi, czy nawet z nią samą. Weźmy poprawkę, że taki malec raczej nie rzuci się na szyję nowo poznanej niani, więc bądźmy ostrożni z popularną zasadą, że “dziecko idealną nianię pokocha od razu”.
A teraz wyobraźmy sobie wszędobylskiego malucha, który nie usiedzi nawet 5 minut w jednym miejscu. Dla niego skupienie się na danej czynności przez dłuższy czas graniczy z cudem, a jego szalone zabawy słychać na drugim końcu mieszkania. Dziecko takie nie wytrzyma nawet chwili ze spokojną, cichą nianią. Potrzebuje ono “wulkanu” podobnego do siebie - osoby, która będzie w stanie za nim nadążyć i zaangażuje je w cały szereg różnorodnych gier i zabaw. Jednak niania takiego urwisa musi mieć także “oczy dookoła głowy” i przewidywać, w jakie tarapaty może się nasz malec wpakować. Nie bez znaczenia jest też kondycja fizyczna i styl bycia niani. Szpilki ubrane na rozmowę kwalifikacyjną nie świadczą jeszcze o niczym, jednakże zwróćmy uwagę, czy sprawia ona wrażenie osoby, która na co dzień wybierze raczej sportowe obuwie i wygodny polar - przydadzą się one podczas długich spacerów z naszą pociechą.
Natomiast jeśli nasze dziecko weszło już w wiek “ja sam”, warto wybrać dla niego nianię, która mu na ową samodzielność nie tylko pozwoli, ale będzie je wspierać i zachęcać. Nie powinno być dla niej kłopotem, że trzeba po raz 3 zmienić ubranko, gdyż malec zalał je rosołkiem (trafianie do buzi wcale nie jest taką łatwą sztuką, jak nam się wydaje), że ubieranie koszuli trwa strasznie długo, bo pomoc w zapinaniu guzików jest bardzo niemile widziana, a lewy bucik ląduje znowu na prawej nodze. To wszystko naturalnie w ramach zdrowego rozsądku oraz zasad bezpieczeństwa i dobra dziecka (gaz pod czajnikiem zdecydowanie powinna zapalać osoba dorosła).
Oczywiście istnieją cechy, które można określić jako podstawowe i uniwersalne dla każdej dobrej niani. Jest to chociażby kluczowa, zresztą w każdej pracy, odpowiedzialność. A przede wszystkim nie możemy zapomnieć o powszechnie znanej i po wielokroć powtarzanej prawdzie: najlepszy pracownik to taki, który lubi swoją pracę i czerpie z niej satysfakcję. Innymi słowy – dobra niania musi po prostu....lubić dzieci!
Mama skończyła umawiać kandydatki i dołączyła do Piotrusia, który właśnie zbudował gigantyczną wieżę z klocków (żeby ją natychmiast popsuć oczywiście). Patrząc na to niebanalne dzieło sztuki, powiedziała do swojego synka z rozczuleniem: “znajdziemy Ci świetną nianię - dokładnie taką, jaka pasuje właśnie do Ciebie”.
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.
-
Potwór pod łóżkiem - wyganiać czy oswajać?
Mama Piotrusia zmęczona opadła na krzesło w kuchni. Od dwóch godzin jej synek nie mógł zasnąć. Po obejrzeniu, zupełnie przypadkiem, pewnej reklamy, która na oko wyglądała zupełnie bezbarwnie, Piotruś nabrał przekonania, że Jogurtowy Potwór (w oryginale – maskotka jogurtu…) zamieszkał pod jego łóżkiem! Tłumaczenia (to tylko reklama) i oglądanie (staranne!) podłogi nic nie dały. Na posterunek „ochroniarza” został wysłany tata, a mama zatopiła się w myślach…
Lęk przed potworami, wiedźmami, duchami jest jednym z dość typowych strachów pojawiających się w wieku przedszkolnym. Dość często zdarza się również lęk przed ciemnością, niektórymi zwierzętami, oddzieleniem od rodziców czy burzą. Dziś, nawiązując odrobinę do niedawnego święta Halloween, które również u nas zdobywa coraz większą popularność, skupimy się na najbarwniejszych „postaciach grozy”, tworzonych przez bujne wyobraźnie dzieci.
Wracając do sytuacji mamy Piotrusia - dlaczego mówienie dziecku, że potwora pod łóżkiem nie ma, nic nie daje? Dlaczego maluchy nie dają się przekonać nawet wtedy, gdy rodzic zagląda pod łóżko? Drodzy Rodzice, sprawa jest prosta – każde dziecko wie doskonale, że potwory NIE pojawiają się przy dorosłych! Potwory są sprytne, wychodzą zawsze wtedy, gdy rodzice znikną z pola widzenia…
Cóż więc biedna mama lub tata może zrobić, by nie spędzić wielu bezsennych nocy przy łóżku malca? Przede wszystkim nie lekceważymy uczuć dziecka – oficjalnie zabraniamy stwierdzenia „Nie bój się, bo nie ma czego”, podobnie jak wyśmiewania malucha. Nasza bliskość, zrozumienie, pomoc w nazwaniu sytuacji i uczuć to najlepszy wstęp do nauki radzenia sobie z własnymi emocjami, które może być zasobem naszej pociechy na całe życie.
Warto spróbować „wyrzucić lęk” na zewnątrz. Widząc objawy lęku u naszego dziecka, możemy stwierdzić „chyba odwiedziła cię Paskuda Strachu”. Opiszmy razem z malcem, jak nasza paskuda może wyglądać, spróbujmy ją narysować. Dzięki temu nie tylko trochę „rozbroimy potwora” (przez zabawną nazwę, śmieszny rysunek), ale również pozwolimy dziecku poczuć się lepiej ze sobą – w końcu ten okropny lęk nie jest w nim, lecz jest „sprawką tej Paskudy”.
Doskonałą pomocą mogą służyć nam bajki – w tym magicznym świecie dziecko może poznać bohaterów, którzy boją się podobnie jak on, dzięki czemu przestanie czuć się samotne w swoim strachu. Dodatkowo najróżniejsze postacie z zaczarowanych krain sprytnie przekażą maluchowi sposoby na radzenie sobie z tą trudną emocją. Mała podpowiedź dla rodziców – więcej odwagi i wiary we własną fantazję! Najbardziej trafne i najciekawsze są przeważnie te bajki, które mama/tata wymyślą sami…
Czasem przy potworach trzeba jednak podjąć decyzję – wyganiamy je czy oswajamy? Jeśli postanowiliśmy bezwzględnie wygonić je z domu, przyda nam się pomoc – Magicznego Obrońcy. Zaprośmy do łóżka malucha pluszową zabawkę (lub np. kukiełkę wykonaną razem z rodzicami – jej wykonanie to doskonały sposób na spędzenie czasu z dzieckiem), która posiada niesamowite moce: dobro, odwagę, siłę, która potrafi rzucać zaklęcia na potwora. Dzięki jej magicznej mocy wszelkie niechciane stwory natychmiast rozpłyną się w powietrzu!
Jeśli jednak postanowiliśmy współdzielić nasz dom z potworem, musimy się z nim po prostu zaprzyjaźnić. Wyjaśnijmy malcowi, że potwory wcale nie chcą straszyć czy jeść dzieci – one tylko szukają swojego ulubionego jedzenia, którym są… rodzynki! Więc na pewno się ucieszą, gdy maluch poczęstuje je ich smakołykiem, który będzie przechowywał w miseczce koło łóżka (dla utrzymania czarów warto od czasu do czasu trochę przysmaków podebrać w czasie snu naszego dziecka)…
Mama Piotrusia uśmiechnęła się do siebie. Przecież tak naprawdę Potwór Jogurtowy brzmi niezwykle słodko! Ruszyła pewnym krokiem do pokoju Piotrusia, trzymając w ręce odrobinę przepysznych czekoladek z rodzynkami….
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.
-
Pytania rodziców: moje dziecko mnie nie słucha
Fragment listu Mamy Kamila:
Spędzam z nim cały dzień. Mąż trochę mniej, gdyż on dużo pracuje.
Problem jest taki, że Kamil np. jak mu mówię przyjdź do mnie, to on tylko czasem przyjdzie. Ale np. jeśli karmimy pieska, to on chętnie przyjdzie, przyniesie karmę (ma specjalny pojemnik żeby i on mógł sam wsypywać pieskowi jedzenie). Sprawia mu to wielka radość. Jak mówię mu wyrzuć pieluchę do kosza, to on idzie i wyrzuca. W ogrodzie, gdy coś sprzątamy, tez chętnie jest ze mną, ma swoje grabki, grabi tak jak ja. Podlewa z nami kwiaty swoją konewka. W domu chętnie ścieli ze mną łóżko, ale gdy go proszę żeby posprzątał ze mną zabawki, to już ucieka i biega.Odpowiedź Kreatywki:
Nie jest źle:) Już sobie wyobrażałam, że nie ma takiego zakresu aktywności, który by Kamila interesował. Jeśli jest tak jak Pani pisze, że syn wykazuje zainteresowanie czynnościami konkretnymi, to należy to wykorzystać. Wychowanie to nic innego tylko uważne podążanie za dzieckiem.
Zastanówmy się... są rzeczy, które wcale Kamila nie bawią i takie, które wykonuje chętnie. Chętnie bierze się za rzeczy konkretne, zasadnicze, do których polecenia są krótkie i w czasie których może się wykazać - że to właśnie on coś zrobił.
Mam następującą propozycję: proszę poświęcić chwilę i zrobić na dużej kolorowej kartce tabelkę. W jednej niech będą zachowania dobre (na przykład uśmiechnięta buzia), a w drugiej złe. Proszę powiesić tę kartkę w widocznym miejscu i pokazać Kamilowi. Za każdym razem kiedy zrobi coś pozytywnego: sprzątnie klocki, usiedzi przy śniadaniu, pomoże w ogrodzie, nakarmi psa - robimy w pozytywnej rubryce rysunek pokazujący wykonaną dobrą czynność. Zawsze przy udziale Kamila, może sam zechce narysować? Tak samo, kiedy postąpi niewłaściwie - uderzy, pociągnie za włosy, będzie ignorował ważne polecenie. Rysunki w negatywnej rubryce też robimy tak, żeby widział to syn.
Kiedy będzie miał bardzo złą serię zachowań, a potem będzie mu na czymś zależało, zapraszamy go do tej kartki i pokazujemy: nie mogę ci pozwolić na nakarmienie psa, ponieważ dzisiaj bardzo mnie zmartwiłeś swoim zachowaniem. Jestem smutna i dlatego nie mam ochoty iść z tobą do ogrodu itp.
Ważne są: konsekwencja i udział syna w tym przedsięwzięciu.
Powodzenia! -
Pytania rodziców: problemy z komunikacją
Fragment listu Mamy 2,5 letniego Damiana
Chciałam również napisać, że od małego chcieliśmy Damianowi wyznaczać granice, których on nie powinien przekraczać np. mówiliśmy mu, że nie wolno zrywać firanek, nie wolno otwierać szafek...oczywiście tych zakazów nie było wiele, jednak czasem mam wrażenie, że jego to bawiło i bawi, bo jak ja mówiłam "nie wolno" to on się uśmiechał i dalej robił to, na co mu nie pozwoliłam.
Odpowiedź Kreatywki:
Pierwszym krokiem, który proponuję, jest wycofanie komunikatów zawierających słowo 'nie'. Mózg ludzki jest tak skonstruowany, że nie odczytuje słowa 'nie'. Wiem, że osobie dorosłej trudno to pojąć, bo mamy jako dorośli wyuczone reakcje na słowo 'nie'. Natomiast dziecku dużo łatwiej zrozumieć zaprzeczenie, w którym tego słowa nie ma.
Dla przykładu:
-Damian, nie zrywaj firanek! zastępujemy przez: Damian, wolno się bawić zabawkami, ale omijamy firanki,zgoda?
-Damian, nie otwieraj proszę tych szuflad! zastępujemy przez: Damian szuflady służą tylko do trzymania sztućców i jedzenia!
-Damian, nie wierć się chociaż przez chwilę! zastępujemy przez: Damian, dużo łatwiej mi Cię ubrać, kiedy się tak nie wiercisz. Mógłbyś mi pomóc Cię ubrać?Drugim krokiem, który proponuję jest każdorazowe dawanie dziecku wyboru. Nawet niech to będzie wybór między lizakiem a cukierkiem, małymi rzeczami.
Na przykład: Damian, Chciałabym, żebyś przestał rzucać klockami w ścianę. Wolisz bawić się samochodem, czy pomóc mi w kuchni?
Chciałbyś założyć tę, czy tę koszulkę?
I tak dalej...To daje dziecku poczucie wpływu na sytuację, czuje się ważne i zauważone.Powodzenia!
-
Pytania rodziców: zachowania nieakceptowalne
List od Mamy Franka:
Jestem mamą Franka, który w czerwcu skończył dwa lata. Jest dzieckiem niesłychanie żywym i radosnym. Jego ruchliwość jest zauważalna dla wszystkich. Moja rodzina twierdzi, że jakiego malucha jeszcze u nas nie było, a także opiekunowie innych dzieci których spotykamy na placach zabaw zwracają na to uwagę.
Poza tym doskonale się rozwija: bardzo ładnie mówi ( zresztą zaczął mówić bardzo szybko), łatwo zapamiętuje nowe rzeczy, ale kompletnie się nie słucha i nie stosuje się do żadnych uwag. W zeszłym roku zapisałam go na zajęcia z Kreatywką, ale Franek nie chciał uczestniczyć w zabawach tylko szalał po sali, rozwalał zabawki i niestety bił dzieci, a czasem powtarzał zasłyszane na przystanku przekleństwa i to z pełną świadomością i satysfakcją. Miałam nadzieje, że po kilku zajęciach coś się zmieni, ale nie. Co prawda zapamiętał wszystkie piosenki i zabawy, ale nie uczestniczył w niczym. W końcu, po kolejnym incydencie, kiedy trafił klockiem w dziecko dałam za wygraną i przestaliśmy chodzić. Oczywiście na Franku nie zrobiło to żadnego wrażenia.
Zastanawiam się, czy spróbować w tym roku iść na zajęcia, ale prawdę mówiąc trochę się boję czy, to ma sens. Ostatnio jednak obserwując moje dziecko mogę powiedzieć, że jego zachowania społeczne są trochę lepsze, chociaż jeszcze klnie. Jednak nie ma poprawy co do jakiejkolwiek próby zaangażowania się lub chwilowej chociaż koncentracji na konkretnej zabawie. Czy może mi pani jakoś poradzić?
Odpowiedź Kreatywki:
Opisuje Pani Franka, jako dziecko szalenie żywe, ruchliwe, energiczne, inteligentne, ale jednocześnie nieco niesubordynowane i przekraczające akceptowalne granice.
Spróbuję powiedzieć Pani o pierwszych refleksjach, które mi się nasuwają, choć bardzo trudno w naukach humanistycznych udzielić porady na bazie jednego maila.Po pierwsze - dzieci tak jak osoby dorosłe dzielą się na te, które są obserwatorami i te, które są motorykami. Dzieci z grupy obserwatorów najlepiej czują się z boku lub w umiarkowanym uczestnictwie. Dzieci - motorycy najwięcej zapamiętują i mają najbardziej pozytywne emocje, kiedy da się im możliwość ruchu, kiedy dużo się dzieje, właśnie kiedy można szaleć i biegać, stawać na głowie i zwracać na siebie uwagę.
Oczywiście przynależność do żadnej grupy, w żadnej klasyfikacji nie usprawiedliwia zachowań nieakceptowalnych np. przejawów agresji wobec rówieśników lub kompletnego braku szacunku dla poleceń wydawanych przez osoby znaczące - tutaj członków rodziny, czy instruktorkę na zajęciach Kreatywki.Nie pisze Pani w swoim mailu jakie metody zastosowała Pani, by skłonić Franka do zmiany postawy. Być może zajęcia Kreatywki nie były dla niego czymś na tyle cennym, żeby odebranie uczestnictwa w nich mogło wpłynąć na zmianę postawy.
Czy próbowała Pani zamiast metody odbierania czegoś zastosować metodę dawania czegoś w zamian za zachowanie akceptowalne? Jakie metody są Pani najbliższe i uważa je Pani za najskuteczniejsze?
Wspomina Pani, że Franka trudno zmusić do koncentracji uwagi. Dziś dużo się mówi o deficycie uwagi i koncentracji, czy szerzej o ADHD.
Osobiście przestrzegam jednak przed szafowaniem tym pojęciem - skądinąd medycznym, a dopiero potem psychologicznym.
Proponuję, jeśli to Pani odpowiada oczywiście, przeanalizować zachowanie Franka według następującego kryterium: czy zawsze, w każdych okolicznościach, w każdym środowisku, w otoczeniu różnych osób, z różnych kręgów, Franek ma te same problemy z koncentracją i z "dyscypliną"?Na tym etapie naszej rozmowy mogę zaproponować następujące, proste kroki ku poprawie sytuacji:
- proszę zwracać uwagę na formy komunikatów, jakie wypowiada Pani do syna; dzieci, które są istotkami ruchliwymi i rozbieganymi wymagają krótkich sformułowań; proszę próbować dzielić komunikaty i polecenia na składowe i przedstawiać je w formie krótkich zdań
- proszę przeprowadzić autorefleksję na temat stosowanych wobec Franka metod; czy te metody układają się w jakiś logiczny system? czy ma Pani zdefiniowane cele wychowawcze?
- proszę się zastanowić, czy w środowisku, w którym Franek spędza najwięcej czasu jest dostatecznie zauważony i doceniony(...)Powodzenia!
-
Pytania rodziców: niechęć do mycia
Pytanie Taty Marka
Mój syn ma już 6 i pół roku, a mimo to niechętnie się myje. Każdej wycieczce do łazienki towarzyszy wielki krzyk niezadowolenia.
Nie za bardzo wiem co z tym fantem zrobić, żadne tłumaczenia nie pomagają.Odpowiedź Kreatywki
Psychologia rozwojowa mówi, że w życiu każdego dziecka następuje taki okres, kiedy wypowiada myciu wojnę. Niektóre dzieci odmawiają czynności higienicznych w wieku lat czterech, inne nieco później. W każdym wieku wyjście jest takie samo: uwzględnić potrzeby dziecka
i zamienić problem w zabawę.W ramach uwzględniania potrzeb proponuję zapytać dziecko o to, kiedy chce się umyć (przed bajką, przed czytaniem opowieści na dobranoc itp.), kto może mu towarzyszyć przy myciu. Nawet jeśli w pierwszej chwili odpowie: nigdy się nie umyję! nikogo nie chcę! to warto wytłumaczyć chłopcu, że po to zadajemy pytanie, żeby on miał możliwość wyboru.
Zamiana mycia w zabawę może być doskonałą przygodą. Może odbyć się w formie konkurencji i rywalizacji, może być tajemniczą wyprawą do krainy wody, z której zrobimy potem wspólnie komiks. Takie formy zachęcania dzieci do dbania o higienę dają dużo więcej, niż opowieści o zdrowym trybie życia (które będą skuteczne za jakiś czas). Służą niejako odwróceniu uwagi dziecka od czynności mycia, uczynieniu
z niej czynności towarzyszącej dobrej zabawie. Łazienkową przygodę uatrakcyjniają także różnego rodzaju zabawki przystosowane do kontaktu z wodą.Powodzenia!
-
Z wad wymowy nie wyrastamy, to nie para butów
Zdolność komunikowania się jest niewątpliwie ważną umiejętnością zdobywaną przez człowieka pozwalającą na wyrażanie własnych emocji i przyswajanie informacji z otaczającego nas świata.
Na szczęście do gabinetów logopedycznych trafia coraz więcej świadomych rodziców, którzy doskonale wiedzą, iż poprawne czytanie i pisanie jest zależne od właściwej realizacji każdej głoski. Jeżeli do 6 roku życia wada wymowy nie zostanie zredukowana, może stać się dla dziecka dużym stresem prowadzącym niekiedy do logofobii. Jakość artykulacji może mieć wpływ na funkcjonowanie dziecka w grupie rówieśniczej. My, dorośli również często wyrabiamy sobie zdanie o kimś, opierając się na pierwszym wrażeniu, na wyglądzie, sposobie mówienia.
Z wielka przyjemnością zauważam, iż rodzice chętnie wymieniają uwagi na temat rozwoju swoich dzieci; mówią głośno o sukcesach, a także szukają odpowiedzi na nękające ich pytania: dlaczego Staś nie mówi głoski „r”? Czy przyszedł już odpowiedni czas? Czy to jest norma językowa czy nie? Dlaczego Krysia wsuwa język między zęby, gdy wymawia głoskę „s”? Czy jest to powód do obaw?
Cieszę się, gdy mogę porozmawiać, doradzić lub pomóc pytającym rodzicom. Większa świadomość społeczna jest dla każdego praktykującego logopedy wielką radością .
Z wad wymowy nie wyrastamy, to nie para butów. Nieusunięte nieprawidłowości językowe wpływają na całe życie człowieka. Nie tylko na małego siedmioletniego Jasia, ale również na 27 letniego Jana.
Dostrzeganie odchyleń od normy możliwe jest tylko wtedy, gdy mamy punkt odniesienia, to znaczy wiedzę o prawidłowym rozwoju mowy. Należy mocno podkreślić, iż nie wszystko ,co odbiega od normy fonetycznej jest wadą wymowy. O dziecku , które ma cztery lata i wymawia lyba zamiast ryba, nie powiemy, że mówi wadliwie, mimo że ta artykulacja odbiega od normy fonetycznej ogólnie przyjętej w języku polskim, jest bowiem typowa dla danego okresu rozwojowego.
Kontakt z logopedą, który przeprowadzi badanie logopedyczne, pozwoli Państwu na jednoznaczną ocenę poziomu artykulacji waszej pociechy.
mgr Aleksandra Reysner, logopeda
Fraszki-Igraszki -
Uwagi odnośnie żywienia i suplementacji diety u dzieci i dorosłych
Jako lekarz homeopata/naturopata zajmujący się praktycznym zastosowaniem medycyny ortomolekularnej, do której należy dietetyka i suplementacja, przeprowadziłam szereg wywiadów i badań, w tym ocenę stanu mineralnego organizmu na podstawie analizy pierwiastkowej włosów. Wyniki zazwyczaj wykazywały niedobory mineralne u dzieci i dorosłych w zakresie wielu pierwiastków odżywczych.
Dlaczego w czasach dobrobytu tak często zdarzają się niedobory minerałów, pomimo że dbamy o nasze dzieci i staramy się robić dla nich wszystko co najlepsze?
Pierwszym winowajcą jest wysokoprzetworzona żywność, oraz tzw."antyżywność".
Drugim ważnym powodem jest wyjałowienie gleb z pierwiastków odżywczych, z powodu intensywnej uprawy roślin i jednostronnego stosowania nawozów sztucznych, zawierąjacych tylko trzy składniki: azot, potas i fosfor. Ten sposób uprawy powoduje zmniejszenie zawartości wielu innych, ważnych minerałów w organizmach roślinnych, zwierzęcych i ludzkich.
Trzecim powodem jest zwiększone w naszych czasach narażenia na oddziaływanie substancji toksycznych - pierwiastki toksyczne i substancje chemiczne docierają do nas z wszystkich stron: napojów, żywności i powietrza.
Nasz obecny sposób żywienia uznajemy za wystarczający, ale mało kto spełnia postulowany przez żywieniowców wymóg, zalecający zjadanie pięciu porcji warzyw i owoców dziennie jako warunek niezbędnej podaży witamin i minerałów, nie jest to też łatwe do wykonania zimą w naszym klimacie.
Odnośnie sposobu odżywiania się, należy uświadomić sobie również fakt, że przez ostatnie sto lat nasza żywność zmieniła się drastycznie w porównaniu do tego, do czego były przyzwyczajone organizmy ludzkie na przestrzeni tysięcy lat ewolucji.
Przed około stu laty wprowadzono do powszechnego użycia oczyszczoną mąkę, którą zjada się w dużych ilościach, ponieważ z niej wypieka się chleb, bułki, wyrabia kluski, makarony, drobne kasze i używa do wyrobu najróżniejszych wyrobów cukierniczych. “Biała” mąka jest w ok. 95% pozbawiona witamin B i wszystkich minerałów znajdujących się w odrzucanej w procesie produkcji otoczce ziarna, najważniejsze z nich to : wapń, magnez, chrom i mangan.
Mało kto wie, że wynalazek oczyszczonej mąki miał czysto praktyczny i ekonomiczny aspekt, mąki takiej nie chciały jeść myszy (podpowiadał im to ich instynkt samozachowawczy - brak witamin i minerałów spowodowałby u nich choroby i w końcu śmierć ), mąka pozostawała nienaruszona i można było ją dłużej przechowywać.
Człowiek mając bardziej urozmaiconą dietę, może te braki wyrównać w zakresie witamin i minerałów, ale zachodzi pytanie czy dzieje się to w sposób wystarczający?
Specjaliści w zakresie żywienia stwierdzają powszechnie występujące deficyty takich pierwiastków jak magnez, wapń, cynk, żelazo, chrom, mangan, selen.
Niedobory witaminowo-mineralne potęguje spożywanie tzw. antyżywności. Od około pięćdziesięciu lat do produkowanej żywności wprowadzono ponad 3500 sztucznych substancji, wiele z tych substancji ma właściwości antyodżywcze, ponieważ uniemożliwia wchłanianie i wykorzystanie właściwych składników odżywczych lub przyspiesza ich wydalanie.
Jeżeli zjada się jakiekolwiek pożywienie, które do przetworzenia wymaga więcej składników odżywczych, niż samo dostarcza, to można je nazwać antypożywieniem.
Do tego typu produktów należą m.in. produkty zawierające dodatki chemiczne, konserwanty, pestycydy, antybiotyki, utwardzone tłuszcze roślinne trans, tłuszcze utlenione np. w chipsach, napoje gazowane ze sztucznymi dodatkami smakowymi i barwnikowymi, również cukier, słodycze, skrobia z oczyszczonych ziaren zbóż ( “puste kalorie”), w przypadku tych ostatnich spożycie ich zwiększa zapotrzebowanie na witaminy z grupy B, magnez, chrom, wapń, cynk i in., które są niezbędne w aktywowaniu enzymów biorących udział w przetwarzaniu węglowodanów.
Spożywanie cukru ponadto zwiększa wydalanie chromu z moczem, fosforany znajdujące się w napojach gazowanych zmniejszają wchłanianie wapnia w przewodzie pokarmowym, barwnik spożywczy tartazyna ( E102) obniża zawartość cynku w organizmie poprzez wypłukiwanie go z moczem, przykłady tego typu działań można by mnożyć.
W przeciętnej diecie w krajach rozwiniętych dwie trzecie kalorii pochodzi właśnie z takich pokarmów. Oznacza to, że pozostała jedna trzecia diety musi nie tylko uzupełnić braki, dostarczając składniki niezbędne dla zdrowia, ale też zneutralizować substancje antyodżywcze dostarczane w dużych ilościach z pożywieniem.
Poszczególne witaminy są powiązane w procesach metabolicznych w organizmie z działaniem poszczególnych minerałów np. wit.C z żelazem, magnez z wit.B, cynk z wit.A, selen z wit.E itp. O roli witamin wiemy dosyć sporo, natomiast ostatnie dziesięć lat badań naukowych przynosi wiele ważnych odkryć o nieznanych do tej pory funkcjach pierwiastków w organizmie.
Znanych jest wiele pierwiastków potrzebnych do życia, które należy dostarczyć z zewnątrz, należą do nich:
* makroelementy: wapń, magnez, fosfor, siarka, potas, sód i chlor oraz
* mikroelementy: żelazo, cynk, miedź, selen, jod, mangan, molibden, kobalt, wanad, krzem, bor, lit, i in.Dlaczego witaminy i minerały są takie ważne?
Wszystkie one spełniają ważną rolę, będąc aktywatorami wielu przemian enzymatycznych lub wchodzą wskład struktur budulcowych organizmu. Obniżenie aktywności enzymów ma ujemny wpływ na funkcjonowanie organizmu.Obecny stan wiedzy udowadnia rolę magnezu w trzystu przemianach enzymatycznych, o cynku wiadomo, że aktywuje dwieście różnych enzymów, działających w różnych miejscach organizmu ( np. aktywacja syntezy insuliny w trzustce, dojrzewanie limfocytów T - komórek układu odpornościowego, udział w regeneracji komórek skóry i śluzówek, produkcja enzymów trawiennych w przewodzie pokarmowym, produkcja progesteronu itd. ).
Stwierdzono, że w rodzinach gdzie występują często nowotwory, częstym zjawiskiem u członków tej rodziny jest niedobór selenu ( selen uaktywnia enzym, który unieczynnia działanie wolnych rodników - nadmiar wolnych rodników może uszkadzać struktury komórek i wywołać degenerację lub poczatek procesu mowotworowego... ).
Niedobór witaminowo-mineralny może powodować różnorodne niedomagania w organizmie, w końcu jest jednym z czynników przyczyniających się do rozwoju chorób. Najczęstsze objawy utajonych braków w tym zakresie przejawiają się w postaci przewlekłego zmęczenia, braku energii, chwiejności emocjonalnej, nadpobudliwości u dzieci, braku odporności, zaburzenia snu, osłabienia pamięci itd.
Im mniej pierwiastków odżywczych w organizmach ludzkich tym łatwiej wbudowują się pierwiastki toksyczne. Odpowiednia ilość magnezu i wapnia zapobiega gromadzeniu się ołowiu, cynk zapobiega osadzaniu się kadmu, selen jest antidotum dla arsenu, krzem dla aluminium.
Co możemy zrobić dla naszych dzieci aby uchronić je przed niedoborami witaminowo – mineralnymi?
Oczywiście, podstawą jest właściwa żywność i napoje, jak najmniej przetworzone przez przemysł spożywczy; podaż zbóż z pełnego przemiału, w tym kasz, wyrobów z pełnej maki, brazowego ryżu, różnorodnych warzyw i owoców, właściwych tłuszczów ( oliwa z oliwek, olej lniany), odpowiednia ilość białka ( do nich należą ryby, mięso, jajka, nabiał, rośliny strączkowe), unikanie "antyżywności"oraz stosowanie dobrej jakości suplementów żywnościowych, które w obecnych czasach są potrzebne każdemu dorosłemu i dziecku.
Suplementy - dodatki żywieniowe mogą wzbogacić i uzupełnić naszą dietę, szczególnie w chłodnych porach roku.
Najlepsze witaminowo - mineralne suplementy są otrzymywane ze źródeł naturalnych - są nimi ekstrakty z warzyw, owoców i roślin leczniczych, tego typu produkty zawierają witaminy w ich naturalnych postaciach, biologicznie czynnych, czym różnią się od witamin syntetycznych, powszechnie dostępnych.
Suplementy czyli dodatki zywieniowe, aby były skuteczne, powinny być otrzymywane ze świeżych, dobrej jakości produktów czystych ekologicznie, powinny posiadać niezbędne certyfikaty bezpieczeństwa zdrowotności. Korzystne byłoby aby były to produkty liofilizowane, ponieważ taka technika produkcji zapewnia pozostawienie aktywnych biostymulatorów zawartych w roślinach jadalnych i leczniczych.
Oprócz witamin i minerałów bardzo duże znaczenia dla zapewnienia zdrowia i przeciwdziałania starzeniu, mają antyoksydanty, które unieczynniają "złe" wolne rodniki. Nadmiar wolnych rodników uszkadza struktury komórek, prowadzi to do degeneracji tkanek i nowotworzenia. Im jesteśmy starsi tym więcej potrzebujemy antyoksydantów dostarczanych z zewnątrz.
Podsumowując właściwa dieta plus dodatki żywieniowe dają szansę na dostarczenie potrzebnych składników i dobrą profilaktykę zdrowotną.
W przypadku osób przewlekle chorych, w tym chorujących na alergie, sytuacja wymaga indywidualnego doboru diety i suplementów oraz dobrze dobranego leku homeopatycznego...Pozdrawiam
Lek. med. Ewa Edyta Nowacka
internista, homeopata/naturopata (Poznań)
tel: 507 159 331, 061 826 65 35
edytanowacka@poczta.onet.plLeczenie w zakresie terapii naturalnych chorób przewlekłych u dorosłych i dzieci:
* alergii
* nawracających infekcji zatok, górnych i dolnych dróg oddechowych
* przewlekłych chorób układu pokarmowego i moczowego
* powikłań po szczepieniach
* nawracających zakażeń grzybicznych
* chorób metabolicznych takich jak: miażdżyca, nadciśnienie, otyłość
* bóle stawów
* wspomaganie leczenia urazów, w tym odległe powikłania urazów (np. zawroty, bóle głowy, padaczka pourazowa itp)Leczenie prowadzone jest metodą:
* homeopatii klasycznej (doświadczenie 20-letnie)
* dietetyki i suplementacji
* kierowanej i kontrolowanej detoksykacji organizmu wg dr Jonasza z toksyn wewnątrz i zewnątrzpochodnych -
Mamo, a ja się boję...
Boimy się wszystkiego co może nam sprawić przykrość, ból lub spowodować poważne kłopoty. Lęk towarzyszy każdemu człowiekowi przez całe życie w mniejszym lub większym stopniu. Aby umieć sobie z nim poradzić w przyszłości, dziecko już w pierwszym okresie życia powinno mieć jak największe poczucie bezpieczeństwa, które wzmocni je psychicznie.
Coś stuka w nocy, wyje, hałasuje, dudni i skrzypi. Dla dorosłego to rutyna, rzeczy nieszkodliwe i oczywiste. Dla malucha mogą być wręcz przerażające.
Lęki są typowe dla wczesnego dzieciństwa, zwłaszcza między drugim a szóstym rokiem życia. Wraz z wiekiem zmieniają się tylko powody do strachu.
RODZAJE TYPOWYCH LĘKÓW W ZALEŻNOŚCI OD WIEKU DZIECKA
0 – 6 m. ż Utrata opieki, głośne dźwięki
7 – 12 m.ż Lęk przed obcymi, pojawianie się niektórych osób w sposób nagły, niespodziewany
1 r. ż Separacja od rodziców, obce osoby
2 r. ż Hałaśliwe przedmioty, zwierzęta, ciemne pomieszczenia, separacja od rodziców, lekarze
3 r. ż Maski, przebierańcy (klaun, Święty Mikołaj), strach przed ubikacją, ciemnością, zwierzętami, separacja rodziców
4 r. ż Separacja od rodziców, ciemność, duże hałasy ( np. w nocy )
5 r. ż Zwierzęta, „źli” ludzie, ciemność, uszkodzenia ciała
6 r. ż Stwory z wyobraźni, potwory, wiedźmy, rany cielesne, pioruny i błyskawice, pozostawienie samemu, samotne zasypianie
7 - 8r. ż Nadal stwory, ciemność, sytuacje lękowe występujące w mediach, pozostawienie samemu, rany cielesne
9 – 12 r. ż Egzaminy i sprawdziany w szkole, wyniki w nauce, rany cielesne, śmierć, pioruny i błyskawice, czasem ciemnośćOczywiście lęki wielu dzieci nie pokrywają się z tymi przedstawionymi, zdarzają się i czterolatki, które nagle zaczynają bać się psów. Skąd zatem biorą się dziecięce lęki?
Niemowlak to niewinna, bezbronna istota, która przeważnie reaguje instynktownie, stanowi klasyczny przykład wiary, że nieznane nie może być groźne. Ale w pewnym okresie, najczęściej w drugim roku życia, następują zmiany rozwojowe, które odmieniają ten stan rzeczy. Mały odkrywca zdobywa wiedzę. Poznawanie nowych rzeczy sprawia, że świat, mimo że ciekawszy, staje się też bardziej niebezpieczny. Posiadanie nowych informacji, myśli, a także sprawniejsze ich przetwarzanie maluch może połączyć w przerażające scenariusze.
Małe dziecko ma małe doświadczenie życiowe, a do tego nie zawsze rozumie i zna mechanizmy rządzące światem. Dlatego tak zrozumiałe powinny być wyobrażenia, które z punktu widzenia nas dorosłych są zupełnie niedorzeczne – „bo skoro odkurzacz wsysa brud i kurz to może wessać i mnie”, „jeśli pies sąsiadki złapał tatę za nogawkę, to pewnie wszystkie psy gryzą”. Ponadto małe dzieci jak wiadomo, są egocentryczne, dlatego są one przekonane, że skoro małego bohatera z książki ścigał wielkolud to może to się przytrafić również im.
Z wielu lęków małe dziecko wyrasta w wieku przedszkolnym. Ale niektóre z nich utrzymują się przez całe wczesne dzieciństwo, a nawet gdy dziecko podrośnie.
Wspólne stawienie czoła lękom to sposób na poradzenie sobie z nim tak, aby nie stanowiły one problemu w przyszłości. Należy okazać swemu dziecku, że może polegać na rodzicu. W trudnych sytuacjach zachowuj się więc spokojnie i pewnie, tak aby maluch wiedział, że nie pozwolisz go skrzywdzić.
Wyjaśniaj: czasami zwykłe, racjonalne wyjaśnienie może wystarczyć, aby dodać dziecku pewności siebie. W przypadku małych dzieci, kiedy wyjaśnienie może nie być do końca zrozumiałe można pokazać, że na przykład: odkurzacz chociaż wciąga małe okruszki to już samochodom czy maminej nodze nie daje rady.
Rozmawiaj: wszystkim przynosi ulgę, kiedy może porozmawiać o swoim lęku czy problemie, tak samo jest z małymi dziećmi. Pokażmy, że potrafimy słuchać i że nawet błahe i śmieszne według nas sprawy są czymś ważnym. Wzbudzamy tym samym w dziecku pewność, że zawsze może się do nas zwrócić z problemem.
Umożliwiaj kontrolowanie sytuacji w miarę możliwości. Trzymanie dziecka na rękach i stanie w progu pokoju gdy tata odkurza, daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. W miarę czasu można „bawić” się we włączanie i wyłączanie odkurzacza. Dziecku, które boi się potworów można zaproponować magiczną tarczę, która je odstraszy – możecie zrobić ją sami.
Czytaj bajki: wiele bajek pokazuje relacje „duży – mały” , „groźny – bezbronny”, wiele z nich pokazuję, że nawet małemu może się udać, że to co złe zawsze przegrywa. Takie opowieści uczą wartościować świat, uczą odwagi w podejmowaniu decyzji. Należy jednak pamiętać, aby unikać książek, które mogły by wzmóc lęk. Najlepsza książka o przyjaźni dziewczynki z psem nie pomoże, kiedy dziecko będzie słuchało jak to pies ugryzł i warczał na człowieka.
Nie wyśmiewaj bojaźliwego malca. On naprawdę traktuje swoje lęki bardzo poważnie.
Zachęcam szczerze każdego rodzica do zatrzymania się na chwilę wieczorną porą przy swoim dziecku. Do „zatrzymania” się w dosłownym i niedosłownym tego słowa znaczeniu. Do spędzenia czasu z przytulonym maluszkiem, zasłuchanym w baśniową opowieść lub opowiadającym o minionym dniu. Zapewniam, że to będzie chwila szczególnie cenna i przyjemna dla dziecka jak i dla nas.
Agata Pizoń
-
Jak kochać dziecko?
Istnieje na rynku wiele poradników z zakresu żywienia dzieci, bezpieczeństwa i higieny, ubioru czy dobierania zabawek do możliwości rozwojowych maluszków. Trudno natomiast znaleźć rady na temat w wychowaniu najistotniejszy – co znaczy obdarzać dziecko miłością? Jaka miłość jest pozytywna, a jaka może spowodować wyłącznie problemy. O tym jak mądrze kochać dziecko jest niniejszy artykuł.
Kochaj bez założeń
Pierwsza zasada dobrej miłości to bezwarunkowość. To w nas –dorosłych musi się zrodzić poczucie, że kochamy dziecko bez względu na to co aktualnie robi, czy i jakie ma osiągnięcia, czy jest grzeczne czy właśnie psoci. Miłość bezwarunkowa to taka, która daje dziecku przestrzeń do rozwoju, pozwala mu eksplorować otoczenie, próbować własnych sił w zmaganiach ze światem. Chyba nie ma gorszego błędu w budowaniu komunikacji z własnym dzieckiem niż powiedzenie mu: jak będziesz niegrzeczny, to nie będę cię kochała/kochał! Jak zaraz nie posprzątasz zabawek, to nie będę cię już kochała/kochał! Takie komunikaty burzą dziecięce zaufanie do rodzica, wprowadzają niepewność i są zapamiętywane na bardzo długo.
Nadopiekuńczość to przemoc
Takie stanowisko utrzymywane jest od kilku lat przez wielu pedagogów i psychologów dziecięcych. Wyniki badań wskazują, że dzieci, których rodzice przejawiali postawy nadopiekuńcze, mają istotne problemy we wchodzeniu w role społeczne, nie potrafią nawiązywać i utrzymywać relacji interpersonalnych, mają klasyczne objawy wyuczonej bezradności. Te alarmujące dane skłaniają środowisko wychowawców do traktowania zbytniej opiekuńczości jako przejawu agresji wobec dziecka.
Dlatego mądra miłość do dziecka to taka, która zapewnia poczucie bezpieczeństwa, ale stawia zadania adekwatne do momentu rozwojowego, w jakim dziecko się znajduje. Mama, która ubiera roczne dziecko jest rodzicem troskliwym i skupionym na swoim maluszku. Ale ta sama mama ubierająca dziecko 5 czy 6letnie jest już rodzicem wykazującym zachowania nadopiekuńcze. Rozwój małego człowieka wymaga trenowania różnych umiejętność –od czynności codziennych (ubieranie, jedzenie) do czynności bardziej złożonych (samodzielne zaplanowanie działania i wykonanie go). Ustawiczne wyręczanie dziecka w tym, co może zrobić samo, prowadzi do niedostatecznego ukształtowania psychomotoryki dziecka.
Szacunek tylko w teorii
Współcześnie większość ludzi (niestety jednak nie wszyscy) zdaje sobie sprawę z tego, że dziecko jest wartością w znaczeniu etycznym. Wiemy o tym, że od momentu urodzenia lub od momentu poczęcia – w zależności od wyznawanego systemu wartości –dziecko ma swoje prawa. Jest chronione instytucjonalnie, ale przede wszystkim społecznie. Najbardziej bulwersuje zaniedbywanie dzieci, akty przemocy wobec dzieci, porzucenie dziecka przez rodziców. To istotna zmiana, która nastąpiła dopiero w XXw w mentalności Europejczyków. W minionych epokach dziecko było traktowane przedmiotowo (mniej więcej do XVIIw), później uznawano, że dziecko jest jedynie początkiem dorosłego i trzeba zrobić wszystko, żeby dorosło jak najszybciej, bo dopiero wtedy będzie „pełnowartościowe”.
Kiedy piszę o szacunku wobec dziecka jako podstawie mądrej, pozytywnej miłości, to mam na myśli wewnętrzne przekonanie rodziców, że dziecko jest w pełni ukształtowaną osobą, której potrzeby należy uwzględniać. Okazywanie dziecku szacunku to dbanie o jego bezpieczeństwo, zapewnianie mu warunków do harmonijnego rozwoju, umożliwienie wyrażania własnego zdania – czy to w postaci grymasu i płaczu czy postaci wypowiedzi słownej.
Rodzic, który szanuje swoje dziecko, szuka pomocy w wychowaniu jeśli natrafia na przerastające rodzinę sytuacje. Tak dzieli czas między różnymi aktywnościami, by dziecko mogło mu często towarzyszyć. Rodzic, szanujący swoje dziecko dba o własny relaks i zdrowie, bo ma świadomość, że w dobrej formie pełniej włączy się w wychowanie.
Powtarzaj i nieustannie upewniaj
Mówienie o uczuciach sprawia większości dorosłych duże problemy. Brakuje nam określeń, nazywających uczucia, uważamy, że przyznawanie się do tego, jakie emocje nami rządzą jest oznaką słabości. Pielęgnowanie w sobie nieumiejętności wyrażania emocji oraz wstydu przed choćby próbą szukania właściwych słów, daje się we znaki, kiedy w naszym życiu pojawia się mały człowiek. Tyle chcielibyśmy mu powiedzieć, tyle uczuć w nas wzbudza, zachwycają nas pierwsze kroki, pierwsze słowa, każdy rysunek. Więc mówmy! W wychowaniu liczą się nie tylko intencje, ale także fakty. Dzieci, które kilka razy dziennie słyszą, że są kochane i akceptowane wyrastają na silnych, przekonanych o własnej wartości dorosłych.
Ważne jest też kiedy i w jaki sposób mówimy dziecku, że je kochamy. Czy zdarza nam się to tylko wtedy, kiedy coś od dziecka otrzymujemy – grzecznie samo bawi się w łóżeczku, zrobiło laurkę, pomogło podlać kwiaty? Czy potrafimy powiedzieć: nie podoba mi się to, jak postąpiłaś/postąpiłeś, ale bardzo cię kocham i wierzę, że następnym razem zrobisz inaczej?
Kochanie bez stawiania warunków, okazywanie szacunku sobie i dziecku, podejmowanie trudu wyrażania uczuć i dobieranie sposobu opieki nad dzieckiem to nie jedyne fundamenty mądrej miłości w relacji wychowawczej.
Jednak rodzice, którym udaje się z powodzeniem wcielać w życie te aspekty pozytywnej miłości, inne dostrzegają sami i wraz z dorastaniem dziecka stają się ekspertami od rodzicielskiej miłości.
Kreatywka
-
Dziecięca (fil)harmonia, czyli Koncerty Kreatywki
Duża sala prestiżowego ośrodka kultury, na scenie muzycy stroją instrumenty, akustyk robi ostatnie poprawki nagłośnienia i za chwilę zacznie się koncert. Ale coś jest inaczej niż zwykle – całe pomieszczenie wypełniają kolorowe poduszki, maluszki układają z nich wieże, robią wyspy i śmieją się tak szczerze, jak potrafią tylko dzieci! Tak zaczyna się każdy Koncert Kreatywki.
Na jedną cudowną godzinę malutkie dzieci i ich rodzice wspólnie przenoszą się do krainy muzyki granej na żywo. Występują profesjonalni muzycy oraz uczniowie i studenci szkół muzycznych. Organizatorzy dbają o to, by utwory były niedługie, dostosowane do możliwości percepcyjnych najmłodszych melomanów. Każdy wkraczający na scenę artysta spotyka się ze spontanicznym wybuchem zachwytu. Bo jak tu nie zaklaskać, gdy widzi się pierwszy raz w życiu coś tak niesamowitego jak akordeon albo kontrabas?
W czasie koncertu widowni wolno prawie wszystko. Dzieci więc wdrapują się na scenę, podglądają muzyków z najróżniejszych perspektyw, same próbują ‘grać’ na instrumentach. A przede wszystkim nabierają pozytywnych doświadczeń, związanych z uczestniczeniem w życiu kulturalnym, uczą się, że muzyka niesie radość, że jest doskonałą okazją do spędzenia czasu z bliskimi i przyjaciółmi. Rodzice zaś mają okazję przekonać się, że muzyka ma bardzo dobry wpływ na rozwój ich dzieci, że jest idealnym narzędziem do konstruowania zabaw i pozwala spontanicznie wyrażać emocje: radość, wzruszenie, podekscytowanie. Spojrzenie na koncert oczami małego dziecka jest cennym doświadczeniem rodzicielskim. Ponadto Koncerty Kreatywki zachęciły niejednego rodzica do wizyty w ‘dorosłej’ filharmonii.
Proste przyśpiewki, wierszyki, klaskanie, kołysanie i taniec na tle wielobarwnych poduszek i wykładzin – tak wyglądają kolejne minuty Koncertu. Radość i atmosfera Koncertu pozostaną z nami także po jego zakończeniu.
Kreatywka
-
Wieże z klocków i miecze z patyków, czyli co o etapie rozwoju dziecka mówią jego zabawy?
Wszyscy rodzice poszukują informacji na temat tego czy ich dziecko rozwija się prawidłowo. Na drodze tych poszukiwań trafiają na skomplikowane tabele rozwojowe, wykresy zależności i ciągnące się rzędy cyfr. Tymczasem jeden z najlepszych testów poziomu rozwoju mogą przeprowadzić zupełnie samodzielnie, w czasie zwyczajowego popołudnia z Maluszkiem.
W niemowlęctwie i wieku przedszkolnym bardzo intensywnie zmienia się i rozwija sposób bawienia się i wchodzenia w interakcje z rówieśnikami. Obserwowanie dziecięcych zabaw może dostarczyć wielu cennych informacji na temat momentu rozwojowego, w którym dziecko się znajduje.
Mniej więcej do 6 miesiąca życia niemowlęta nie przejawiają zainteresowania innymi dziećmi. Z powodzeniem mogą przebywać w otoczeniu dorosłych i nie szukają kontaktu z rówieśnikami. Półroczne dzieci zaczynają reagować na obecność innych Maluszków. Uśmiechają się na ich widok, wokalizują (wydają dźwięki), dotykają. Często dzieje się to w otoczeniu zabawek i polega na wspólnym wyrażaniu przez dzieci zainteresowania jedną zabawką.
W miarę jak dzieci rosną, złożoność ich kontaktów wzrasta. Dzieci zaczynają naśladować rówieśników i czerpią radość z tej umiejętności (a także z faktu, że same są naśladowane). Pojawiają się krótkie sekwencje polegające na otwarciu kontaktu przez jedno dziecko, reakcji drugiego dzieci i odpowiedzi Malucha, który kontakt zainicjował.
Niestety jest to także czas pierwszych kłótni o zabawki czy uwagę osób dorosłych. Bardzo ważnym jest, by już kilkunastomiesięczne dzieci uczyć wyrażania swoich uczuć i chęci w sposób akceptowalny. Zachowania, które obserwujemy w wieku przedszkolnym są pochodną doświadczeń, które dziecko zgromadziło w pierwszych kontaktach z rówieśnikami.
Dzieci, tak jak dorośli, chętniej nawiązują kontakty ze znanymi sobie osobami, ale warto stwarzać niemowlętom okazję do poznawania rówieśników. Badania pokazują, że dzieci, które w niemowlęctwie miały szerszy kontakt z innymi, w przyszłości łatwiej wchodzą w relacje społeczne, są śmielsze i czerpią więcej radości z inicjowania zabawy.
W okresie niemowlęcym i poniemowlęcym dominuje rodzaj zabawy określany w literaturze przedmiotu jako funkcjonalny. Pod tą nazwą psychologowie rozwoju rozumieją proste, powtarzające się ruchy, wykonywane bez lub przy użyciu przedmiotów, np. potrząsanie grzechotką, uderzanie klockiem o podłogę, podskakiwanie.
U dzieci dwuletnich zwykle pojawiają się już elementy zabawy konstrukcyjnej, a więc takiej, w czasie której dziecko manipuluje przedmiotami w określonym celu. Najchętniej wykorzystywanym tworzywem do zabawy konstrukcyjnej są oczywiście klocki różnej wielkości i wielorakich kształtów. A.Gesell, uznany badacz prawideł rozwoju dzieci, zaobserwował, że dzieci dwuletnie tworzą konstrukcje pionowe, u trzylatków przeważa poziome szeregowanie elementów, czterolatki potrafią już stawiać budowle dwuwymiarowe, a pięciolatki zamykają przestrzeń w strukturach trójwymiarowych (co tak naprawdę jest ogromnym wyczynem!).
Rozwój zabawy konstrukcyjnej dotyczy nie tylko stopnia złożoności budowli, ale także działań na poziomie umysłowym. Dzieci przechodzą od przypadkowych konstrukcji do planowanego używania poszczególnych elementów. Proste budowle potrafią odwzorować na podstawie modelu dopiero dzieci czteroletnie, a ze skomplikowanymi nie radzą sobie nawet niektóre sześciolatki.
Po opanowaniu prostej manipulacji przedmiotami w zabawie konstrukcyjnej, a więc mniej więcej w trzecim roku życia, dzieci zaczynają nadawać przedmiotom szczególny sens i charakter. Wkraczają w etap rozwoju zabawy, który określany jest mianem zabawy tematycznej lub zabawy symbolicznej. W tym momencie do zabawy w dom nie jest już potrzebny cały zestaw filiżanek i talerzyków, bo filiżanką staje się drewniany klocek, a za talerzyk może posłużyć książka w twardej oprawie. Do zabawy symbolicznej dzieci wybierają przedmioty na zasadzie podobieństwa do rzeczywistości bądź wręcz przeciwnie, według klucza ich plastyczności funkcjonalnej. Zabawa tematyczna jest szczególnie ważna dla rozwoju poznawczego dzieci, warto do niech zachęcać i w niej współuczestniczyć. Rozwija wyobraźnię i stwarza fundamenty do tworzenia pojęć abstrakcyjnych. Magiczna zamiana zwykłego patyka na miecz Robin Hooda wymaga od dziecka bardzo wielu czynności od manipulacyjnych po umysłowe. Musi ono wybrać przedmiot, który ma imitować broń, odtworzyć obraz miecza w umyśle, nadać konkretnemu przedmiotowi nowe znaczenie i konsekwentnie przechowywać to nowe znaczenie w umyśle przez cały czas zabawy, by ‘nie wyjść z roli’. Wraz z rozwojem mowy i zdolności koncentracji u dziecka, zabawa symboliczna staje się coraz bardziej celowa, przedmiotom przypisywana jest coraz szersza paleta cech, których w rzeczywistości nie posiadają.
Jak wynika z niniejszego artykuły obserwacja dziecięcych zabaw może pozwolić rodzicom i opiekunom na zebranie bardzo wielu informacji o dziecku i jego aktualnych potrzebach. Zabawa, która potocznie kojarzy się z odpoczynkiem i nic-nie-robieniem, jest jednym z najważniejszych motorów harmonijnego rozwoju Maluszków. Jednak, żeby była bodźcem w pełni wykorzystanym, dorośli muszą znaleźć czas dla swoich pociech, inicjować różne formy aktywności, zauważać i doceniać postępy, jakie dzieci robią w zabawie. A przy okazji, co nie mniej ważne, dostają klucze do dziecięcego świata i znajdują lekarstwo na wiele swoich codziennych kłopotów i stresów. Bo dla dorosłych zabawa też jest czynnikiem rozwojowym, proszę o tym nie zapominać!
Kreatywka
-
Muzyka dla naszych uszu
Kiedy jesteśmy zdenerwowani albo szczęśliwi, w podróży albo w swoim ulubionym fotelu, żeby się uśmiechnąć lub wzruszyć, sięgamy po ulubioną płytę, oglądamy koncert ciekawego zespołu. Muzyka jest integralnym elementem naszego życia. I to, jak się okazuje, od jego wczesnych dni.
Wiele informacji dociera do nas za pośrednictwem zmysłu słuchu, dlatego badacze poświęcają mu dużo uwagi. Z ich analiz wynika, że dziecko w łonie matki odbiera dźwięki już około 25 tygodnia od poczęcia. Maluszek reaguje ruchami powiek albo delikatnym poruszeniem kończyn.
Początki badań nad pozytywnym wpływem dźwięku na rozwój dziecka to eksperymenty, w których proszono mamy o czytanie na głos krótkich tekstów literackich. Wyniki pokazały, że dzieci po narodzinach rozpoznawały tekst, który wybrała dla nich mama. Idąc dalej, naukowcy zaproponowali analizy z wykorzystaniem materiału muzycznego. Okazało się, że w życiu płodowym zaznajamiamy się z różnymi wzorcami dźwiękowymi, dotyczy to zarówno dźwięku głosu matki jak i dźwięków utworów muzycznych, i rozpoznajemy je po narodzinach. Dzieci półroczne są wrażliwe na takie właściwości muzyki jak rytm czy kontur, rozpoznają melodię nawet jeśli zmienimy jej klucz. W tym samym wieku maluchy potrafią odróżnić kołysankę od piosenki „dla dorosłych”, nawet jeśli utwory pochodzą z odmiennego od ich własnego kręgu kulturowego.
Najważniejszy wniosek jaki łączy wszystkie wyniki badań jest następujący: umiejętność rozpoznawania różnych typów melodii rośnie wraz ze wzrostem ilości czasu spędzonego z muzyką! Im częściej dzieci mają kontakt z instrumentami, harmonijnym dźwiękiem, układającym się w melodię, tym większe są ich osiągnięcia w zakresie percepcji słuchowej!
Jednak z słuchania muzyki i muzykowania dzieci i rodziców płynie wiele więcej korzyści niż te, o których pisaliśmy do tej pory. Muzyka poprawia nastrój, zachęca do wspólnego spędzania czasu, skupienia się na budowaniu relacji z dzieckiem. Dźwięki płynące z wieży są doskonałym pretekstem do tańca, podskoków, klaskania, powtarzania rytmu, a więc do rozwijania motoryki dziecka i dbania o własną kondycję! Słuchanie ulubionych melodii warto połączyć z dostarczaniem dziecku innych bodźców, np. zabawą z wielobarwnymi przedmiotami o ciekawej fakturze (woreczki z grochem, duże i małe piłeczki, balony, chustki, szarfy). To doskonały relaks dla całej rodziny i fascynujące pole do dziecięcych odkryć. A to dopiero połowa muzycznego świata. Pozostaje jeszcze możliwość tworzenia muzyki i śpiewania. Na rynku dostępne są instrumenty przeznaczone specjalnie dla najmłodszych: bębenki, tamburyny, flety, kastaniety, cymbałki, piszczałki, grzechotki…Dla kreatywnych rodziców i opiekunów stoi otworem świat instrumentów robionych samodzielnie z przedmiotów codziennego użytku. Nie bez powodu krążą opowieści o małych dzieciach, które wyciągają z kuchennych szafek garnki i muzykują z pasją! To zaproszenie dla nas dorosłych, żebyśmy dołączyli do zabawy i wspólnie przeżywali pozytywne emocje.
Rozwój w rytmie muzyki klasycznej, jazzu, afrykańskich bębnów czy muzyki ludowej to bodaj najlepsze co możemy zaproponować naszym maluchom. Nawet jeśli w przyszłości nie nauczą się grać na żadnym instrumencie albo nie będą czysto śpiewać, na pewno będą radośniejszymi, bardziej wrażliwymi i ciekawymi świata dorosłymi!
Kreatywka
-
Tata za granicą - powroty "na chwilę" i powrót "na stałe"
W głowie mamy Piotrusia pojawiła się więc nowa zagadka – jak zorganizować powroty taty z zagranicy? I te „na chwilę” i te „na stałe”. Tak, by służyły one odbudowaniu relacji z maluchem. Tak, by scalały rodzinę. Tak, by dziecko było szczęśliwe…
Dużą pułapką ojców wracających w „odwiedziny” do rodziny jest wpadanie w skrajności.
Jedni starają się grać „Świętego Mikołaja”, zarzucając prezentami, organizując dzieciom nadmiar atrakcji, gdyż myślą, że w taki sposób zrekompensują pociechom swoją nieobecność. Maluchy skojarzą odwiedziny taty ze „świętem”, wakacjami. Obraz ten jest dość szkodliwy dla obojga rodziców. Gdy tata już wyjedzie, a mama zostaje sama bez tych wszystkich prezentów, wycieczek i wolnego od wszelkich obowiązków, to najprawdopodobniej stanie się w oczach malucha „złym policjantem” (tylko z tatą jest fajnie). Poza tym powrót taty „Mikołaja” na stałe będzie przykrą konfrontacją dla dziecka (już nie daje prezentów codziennie? Dlaczego już się mną nie zajmuje i nie chce iść do kina?).
Drugi biegun – wracająca „głowa rodziny”. Próbuje przez kilka dni „przywołać” wszystkich do porządku, ustanawia rygorystyczne, nieobowiązujące na co dzień zasady, wypytuje o nieistotne szczegóły (Jesteś grzeczny? Jesz marchewki?) i organizuje wszystkim życie. W tej sytuacji tata skojarzy się dziecku z kimś groźnym, chłodnym, obcym. Dodatkowo podważany jest autorytet mamy (tata swoimi nakazami „skreśla” wszystkie zasady wprowadzone przez mamę), która będzie musiała go od nowa budować…
Warto podkreślić wagę odwiedzin taty. Wystarczy jednak do tego jedna atrakcja – wypad do cyrku, pod namiot (zdecydowanie fajniejsze niż nowe klocki), najlepiej nakręcona kamerą. Dobrym pomysłem jest wspólna wycieczka – całą rodziną. Dziecko widzi wtedy, ile frajdy, szczęścia i emocji można przeżyć, gdy spędza się czas RAZEM ze wszystkimi bliskimi.
Poza tym jednak najważniejsze, by tata uczestniczył w codzienności – przygotował pyszne śniadanie, odprowadził do przedszkola, wybrał się na spacer, wykąpał, poczytał bajkę. Aby podkreślić tę „codzienność” postarajmy się zorganizować odwiedziny tak, by nie wypadały tylko w święta Bożego Narodzenia czy na Wielkanoc.
Maluchowi warto też pokazać, jak bardzo rodzice się kochają. Przygotujmy pociechę na to, że jeden wieczór mama z tatą mają dla siebie. Żeby dziecko nie czuło się odrzucone, pozwólmy mu np. z babcią przygotować uroczystą kolację dla rodziców, po której wyjdą oni do kina, dziękując maluszkowi, podkreślając jego rolę w tym wieczorze. Ten wybrany dzień będzie też doskonałą okazją do „zamknięcia drzwi sypialni”. Poza tym, jeśli malec jest przyzwyczajony do dzielenia łóżka z mamą, nie zmieniajmy tego drastycznie. Przytulenie się nocą do taty to też świetny pomysł!
Do powrotu taty „na stałe” muszą się przygotować przede wszystkim rodzice. Razem, zdecydowanie wcześniej, powinni ustalić, czy zasady obowiązujące w domu pozostają bez zmian, czy jednak dojdzie do ich modyfikacji (w kwestii np. godzin snu dzieci, podziału obowiązków – kto robi śniadanie, kto odprowadza do przedszkola itd.). Reguły te stopniowo wprowadzamy w „życie” przed powrotem rodzica, opowiadamy też, co się zmieni (zobacz, jak fajnie, jak tata wróci, to będzie się z Tobą bawił przy każdej kąpieli!).
W sprawach „sypialni” – wymyślmy drobną nagrodę za każdą noc, którą maluch spędzi w swoim łóżku (podkreślając przy tym jego „dorosłość”). Jeśli w życiu pociechy istniała ważna osoba, która się nim zajmowała do tej pory, lecz nie będzie tego robić dłużej (babcia, niania), starajmy się powoli zmniejszać częstotliwość ich kontaktów.
By dziecko z radością oczekiwało powrotu taty, przygotujmy specjalny kalendarz, który pozwoli w zabawny sposób (przez rysunki, słodycze) odliczać dni do tej wyjątkowej daty. I przede wszystkim – elastycznie podchodźmy do wszystkich kłopotów, które najprawdopodobniej się pojawią: rodzina potrzebuje trochę czasu, by wrócić do równowagi. Siła więzi miedzy jej członkami jest jednak silniejsza niż różne problemy!
Mama Piotrusia podniosła słuchawkę. Wpadło jej do głowy tyle pomysłów, że nie chciała zwlekać ani minuty z podzieleniem się nimi z przyjaciółką. Może jej tez się spodobają i odrobinę uspokoją? Poza tym, chciała ją zapewnić, że obojętnie jakie kłopoty się pojawią, na nią zawsze będzie mogła liczyć.
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.
-
Tata za granicą - nieobecny? Ależ skąd!
Mama Piotrusia wróciła ze swojego „wolnego popołudnia”, czyli kawy z przyjaciółką. Rozmowa była koleżance bardzo potrzebna – jej mąż przygotowywał się do wyjazdu do pracy za granicę. Decyzję o tym wyjeździe podjęli wspólnie, jednak przyjaciółka była pełna obaw – nie o siebie, lecz o małą Kasię i Wojtka. Mama zatopiła się w myślach… co by było, gdyby Piotruś i Zosia mieli „tatę za granicą”?
Niektórzy rodzice uważają, że najlepiej nie wspominać zbyt często o osobie przebywającej za granicą przy dziecku i unikać częstych prób kontaktu pośredniego – wzbudzanie tęsknoty często kończy się płaczem. Maluch rzeczywiście może czasem zacząć łkać, jednak będzie to zdecydowanie mniejszy problem niż zerwanie więzi dziecka z tatą lub mamą!
Zacznijmy od przygotowania dziecka na wyjazd i na powrót rodzica. Powiedzmy, w prostych słowach, dlaczego tak się dzieje oraz – kiedy ta sytuacja się skończy! Dziecku będzie dużo łatwiej „wytrzymać”, gdy będzie znało perspektywę czasową powrotu. Uwaga – terminu tego nie przesuwamy. Po kilkukrotnych stwierdzeniach „jeszcze miesiąc i wróci” dziecko przestanie w to wierzyć i… przestanie czekać.
Zamiast opowiadać dziecku różne historie o brakującym rodzicu, postawmy na stworzenie kanałów kontaktu. Dlaczego? Jeśli „przesadzimy” z obrazem nieobecnego taty (czy mamy), późniejsze zderzenie z rzeczywistością (tata jednak nie jest olbrzymim siłaczem? Mama nie śpiewa jak skowronek?) może być dosyć bolesne.
Jak więc można „być” przy przedszkolaku mimo swej fizycznej nieobecności? Przede wszystkim korzystamy z telefonu i możliwości Internetu – najlepiej o stałej porze dnia kontaktujmy się z maluchem. Jeśli nie jest jeszcze możliwa „klasyczna rozmowa”, mówmy do dziecka sami – o tym, że go kochamy, kiedy przyjedziemy, że znów urósł (używając przy tym zdrobnień, którymi nazywa malca np. mama – wtedy pociecha będzie wiedziała, że mówimy właśnie do niej).
Warto również zamienić się w aktora – nagrać bajki (taty nie ma, ale jednak czyta mi co wieczór!), nakręcić wspólne zabawy (wszyscy chętnie wrócą do oglądania waszych szaleństw). Kontaktujmy się z maluchem bezpośrednio, nie tylko poprzez obecną mamę. Możemy wysłać sms specjalnie dla niego na dobranoc lub – ozdobiony własnoręcznie list zaadresowany tylko na jego imię i nazwisko.
Dziecko potrzebuje „namiastki” taty. Może być to jego zdjęcie, kubek dla „najlepszego dziecka”, a najlepiej – pluszowa zabawka ułatwiająca zasypianie. Warto jednak zadbać też o to, by tata miał „namiastkę” dziecka. Możemy zachęcić malca, by w formie „kolorowej kroniki” (wystarczy zwykły blok rysunkowy) informowało nieobecnego rodzica o wszystkich ważnych dla niego sprawach. Może narysuje swój występ w przedszkolu? Lub zwierzątka, których nazwy właśnie poznał? Albo przedstawi swojego nowego najlepszego kolegę? Raz w tygodniu/na dwa tygodnie malec maszeruje z mamą na pocztę, by wysłać „swoje listy” do taty. Dzięki temu rodzic przebywający za granicą może stale obserwować zmiany zachodzące w życiu dziecka, a maluch czuje na co dzień silną obecność taty (ojej, jaki wielki słoń! Muszę go koniecznie narysować tacie!). Kronika ta będzie cudowną pamiątką nawet po wielu latach.
Istotne dla dziecka będzie również, o ile mamy taką możliwość, poznanie środowiska, w którym obecnie przebywa tata. Obraz rodzica będzie bardzo realny, jeśli… będzie zwyczajny, czyli gdy maluch zobaczy, gdzie tata kupuje bułki na śniadanie, jakim autobusem jeździ do pracy, jak urządził pokój, w którym śpi (i, oczywiście, jak blisko tego łóżka stoi zdjęcie dziecka…).
Mama Piotrusia odetchnęła. Nie trzeba tracić kontaktu z maluchami, gdy się wyjeżdża. Trzeba tylko o tę więź zawalczyć. A w chęci męża swojej przyjaciółki w tym zakresie nie wątpiła ani przez chwilę – Kasia i Wojtek to cały jego świat. A poza tym, przecież za jakiś czas wróci! I będzie odwiedzał dom! Tylko… jak te spotkania powinny w ogóle wyglądać???
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.
-
Jak spędzić rodzinne Święta z naszym maluchem?
W związku ze zbliżającymi się Świętami rodzina Piotrusia i Zosi wpadła już w bardzo pokaźną gorączkę przygotowań. Ich mieszkanie jest wywrócone dosłownie do góry nogami, kolejne godziny spędzone na zakupach oraz rozplanowywaniu grafiku odwiedzin – przecież w Święta należy spotkać się z dawno niewidzianymi krewnymi. W pewnym momencie, gdzieś pomiędzy czyszczeniem dywanu a podjadaniem stojącej w kuchni masy makowej, tata zerknął na swoje pociechy, które z namaszczeniem pomagały mamie piec pierniczki, i zaczął wspominać Święta minione. Odkąd Piotruś i Zosia pojawili się na świecie każde Święta były zupełnie inne i dostarczały zgoła odmiennych wrażeń. Inaczej bowiem przeżywa się ten czas z dzieckiem rocznym, a inaczej z rezolutnym 3-latkiem.
Dla maleństwa do pierwszego roku życia najważniejsza jest stałość – nie powinniśmy więc zmieniać mu pór drzemek oraz wieczornego zasypiania. Jeżeli nasza pociecha ma w zwyczaju spać pomiędzy 15 a 17, to nie rozpoczynajmy Wigilii o 16.00 – dziecko będzie tylko marudne i płaczliwe.
Sporym szokiem dla niespełna rocznego malucha jest na pewno nadmiar osób przy wigilijnym stole – hałas oraz wiele nieznanych mu bodźców to zbyt duże obciążenie dla jego młodego układu nerwowego. Lepiej więc spędzać Święta w bardziej kameralnym gronie. Jeżeli jednak naszą odwieczną tradycją jest kolacja wśród dawno nie widzianych bliskich – postarajmy się, aby nasza pociecha nie „wędrowała z rąk do rąk” – może to spowodować spory szok. Ciocie jak najbardziej mogą obejrzeć dziecko, niech ono jednak będzie przytulone do bezpiecznej piersi mamy. Dobrym rozwiązaniem jest również zorganizowanie wigilijnego przyjęcia w naszym domu – kiedy malec już zaśnie i nie będzie narażony na nadmiar wrażeń.
W jaki sposób jednak wprowadzić świąteczną atmosferę, która będzie dla dziecka piękna i wyjątkowa? Możemy np. powiesić w jego pokoju migające delikatnym światłem lampki (uwaga – zbyt ostre światło męczy oczy – wybierajmy je więc z wyczuciem), a w domu porozstawiać pomarańcze ponabijane goździkami – niech korzenny zapach wypełni całe mieszkanie.
Pamiętajmy również, że naszego malca tak samo jak prezent cieszy jego rozpakowywanie – rozrywanie szeleszczącego sreberka, dotykanie sztywnej wstążki, zgniatanie miękkiego papieru to dla dziecka ogromna frajda!
Mamy jeszcze jedną dobrą wiadomość – nic nie stoi na przeszkodzie aby rodzice poszli na zabawę sylwestrową. Wystarczy żeby mama uśpiła malca jak co wieczór i położyła w jego łóżeczku, a na straży została znana mu na co dzień babcia czy niania.
Zupełnie inaczej mogą wyglądać Święta z dwulatkiem – można go już odrobinę zaangażować w świąteczne przygotowania. Nie ma większej frajdy niż przyozdabianie pierniczków kolorowym lukrem (a jakie są od niego słodkie paluszki)! Dobrym pomysłem jest również zaangażowanie malca w przygotowanie kartek świątecznych wysyłanych do rodziny (może np. ozdobić każdą z nich rysunkiem lub zostawić kolorowy odcisk dłoni) czy przygotowanie kolorowych łańcuchów na choinkę – najpiękniejsze ozdoby to przecież te wykonane własnoręcznie.
Spędzając Święta z dwulatkiem musimy jednak być bardzo przewidujący i mieć „oczy naokoło głowy” – dziecko w tym wieku ma w zwyczaju „próbować” wszystkiego (dosłownie!), stąd też uważajmy np. na opadające igliwie – jego połknięcie może być dla dziecka niebezpieczne. Pamiętajmy, iż popularne świąteczne rośliny – jemioła i gwiazda betlejemska są trujące! Uważajmy również na ozdoby – odpuśćmy szklane bombki i inne tłukące, zagrażające ciekawskiemu malcowi przedmioty. Jeżeli jest taka możliwość postarajmy się ustawić lub przymocować choinkę tak, żeby dziecko nie mogło jej przewrócić. W dzień samej Wigilii podczas ubierania stołu pilnujmy, by malec nie ściągnął na siebie całej zastawy pociągając za obrus.
Pewne wigilijne tradycje mogą dla takiego brzdąca być trudne do zrozumienia lub wręcz rodzić strach.
Pierwszą sprawą o jakiej musimy pamiętać jest nasz tradycyjny karp – dwulatkowi naprawdę trudno będzie wytłumaczyć, że to nic złego, że rybka, która 2 dni mieszkała w wannie jest teraz pysznym mięskiem na talerzu (tyczy się to również dzieci starszych). Nie wspominamy nawet o zabijaniu ryby na oczach dziecka – ta praktyka jest absolutnie zakazana!
Druga sprawą jest… Święty Mikołaj – dziecko do około 4 roku życia może się go śmiertelnie przestraszyć. Aby podtrzymać miłą tradycję nie musimy koniecznie zapraszać Mikołaja do domu – możemy np. wyjść z dzieckiem na wieczorne poszukiwania jego śladów (jaki pech, że odwiedzi on nasz dom dokładnie pod naszą nieobecność i podrzuci prezenty pod choinkę) lub nasłuchiwać odgłosu reniferowych kopyt.
Przedszkolak może już brać pełnoprawny udział w przygotowaniach do Świąt – wymyślać i tworzyć własne kształty pierniczków, pomóc w gotowaniu (tutaj jednak należy uważać na jego potrzebę bycia samodzielnym i dbać, aby się nie poparzył, pokaleczył albo nie skrzywdził przypadkiem młodszego rodzeństwa) czy porządkach – może chociażby sam poukładać zabawki i posprzątać swój pokój.
Źródłem ogromnej frajdy dla na naszej pociechy będzie na pewno własnoręczne przygotowanie ozdób choinkowych np. przyozdobienie bombek ze styropianu czy wykonanie kolorowych łańcuchów. Dziecko może również przygotować drobne upominki dla swoich najbliższych – dzięki temu pozna również radość płynącą z dawania.
Jeżeli nasza pociecha lubi występować przed „publicznością” zachęćmy ją, aby zorganizowała dla rodziny mały spektakl w wigilijny wieczór – wyrecytowała wierszyk czy odśpiewała kolędy. Można również wystawić rodzinne Jasełka z młodszym rodzeństwem czy rodzicami. Nie zmuszajmy jednak dziecka, jeżeli jest nieśmiałe – zbędnie je wtedy zawstydzimy, możemy jedynie spróbować zachęcić (i zaakceptować odmowę).
Oczywiście występy dziecka nie oznaczają, że musimy sami zrezygnować ze śpiewania kolęd – wprost przeciwnie! Głośne, radosne, śpiewane rodzinne „Przybieżeli do Betlejem” jest jedną z najpiękniejszych atrakcji świątecznych.
Rodzina Piotrusia i Zosi wraz z zespołem Kreatywki życzą Państwu pięknych, rodzinnych, rozśpiewanych pachnących goździkami i cynamonem Świąt Bożego Narodzenia!
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.
-
Prezent doskonały - jak uniknąć paniki przedświątecznej?
Mama Piotrusia i Zosi położyła swoje skarby do łóżek i, ciężko wzdychając, usiadła przy komputerze z mocnym postanowieniem – dziś znajdę prezenty dla maluchów na Święta! Po wpisaniu w wyszukiwarce odpowiednich słów kluczowych („doskonały prezent dla dziecka”) wyskoczyła przerażająca duża ilość stron internetowych i wszystkie twierdziły, że mają dokładnie to, co stanie się prezentem idealnym… Mama zaczęła się zastanawiać – czy istnieje w ogóle prezent idealny?
W naszym kraju, jak w każdej innej kapitalistycznej krainie, ludzie na 2-3 tygodnie przed Świętami zaczynają zachowywać się dość dziwnie – poświęcają mnóstwo czasu na chodzenie po sklepach, przeglądanie witryn internetowych, przeglądanie opinii innych i sprawdzaniu stanu konta. A przecież warto czas przed Świętami spędzić odrobinę… spokojniej. Oczywiście, kwestia dokonania zakupu prezentów nas nie ominie, jednak możemy sobie ją zdecydowanie ułatwić.
Sprawa podstawowa – nie rezygnujmy z prezentów! W obdarowywaniu nie chodzi wyłącznie o to, by podtrzymać tradycję. Dzięki podarunkom każdy z nas czuje się kochany i dopieszczany.
Niektórzy z nas wolą zdecydowanie dawać prezenty, niż je otrzymywać – jesteśmy wtedy zakłopotani, mówimy: „Ależ nie trzeba było”. To wzbudza w osobie, która nas obdarowała zwątpienie (czy prezent był trafiony?). Nie ma nic złego w spontanicznym okazaniu zadowolenia, tego nauczymy się od naszych pociech. Naszą rolą z kolei jest przekazanie maluchom wartości dawania prezentów. Nawet 3-latek może stworzyć podarunek od siebie – laurkę dla babci, rysunek dla cioci – to będzie jego sposób na okazanie uczuć.
Cóż więc kupić? Pierwsza uwaga – nie mamy obowiązku kupować góry prezentów. Dzieci często cieszą się niezmiernie z prostych zabawek, przy których spędzą czas z rodzicami, a nie z bardzo drogich gadżetów, którymi mają zająć się same.
Jak trafić w gust malucha? Niezastąpionym sposobem jest List do Św. Mikołaja (pisany lub rysowany) oraz słuchanie swojego dziecka i obserwowanie jego reakcji na co dzień. Warto zaznaczyć malcowi, by wypisał więcej rzeczy, z których się ucieszy – w końcu Św. Mikołaj może zrobić „selekcję”. To pozwoli wykreślić nam te pozycje, które są z naszego punktu widzenia zbyt drogie lub po prostu nieadekwatne.
Rodzice często mają problem z odmawianiem swoim pociechom. Tymczasem już maluch powinien uczyć się, że w życiu istnieją granice, zawsze jednak warto uzasadnić swoją odmowę (troską o bezpieczeństwo, ceną itd.).
Bardziej niż na cenę nastawmy się na zabawki, które nie zagrażają naszym pociechom (szczególnie ważne przy maluchach do 2 roku życia, poznających świat poprzez wkładanie wszystkiego do buzi), które rozwijają wszystkie zmysły, pobudzają wyobraźnię. Dla rocznego dziecka dobrym podarunkiem są zabawki, które można popychać (dla młodego odkrywcy, który właśnie stanął na własnych nogach), gry muzyczne czy klocki. Przy trzylatku warto już pomyśleć o zabawkach kreatywnych (typu „zrób to sam”, np. stworzenie własnych masek karnawałowych, talerze do malowania, zestawy do zabawy w lekarza, teatrzyk itd.), jednak klocki czy stroje z motywem ulubionego bohatera z bajki też będą prezentem trafionym.
Pamiętajmy też, iż małe dzieci nie dzielą zabawek ze względu na płeć – robią to tylko ich rodzice. Takie rozróżnienie na prezenty „dla dziewczynki” i „dla chłopca” to efekt wyłącznie marketingu producentów (podobnie jak kolor różowy i niebieski). Jeśli więc Twój chłopczyk chce lalkę lub misia – spełnij jego marzenia, natomiast jeśli okazuje już wyraźne zainteresowanie „chłopięcymi torami wyścigowymi”, lepiej postawić na samochodzik.
Przy okazji – mimo ogromnej wartości zabawek kreatywnych i edukacyjnych, nie zapominajmy o sprawdzonych „pluszakach” – to one jako najlepsi powiernicy pomagają naszym maluchom radzić sobie z negatywnymi emocjami. Jeśli nadal brak nam pomysłu, sięgnijmy do wspomnień z naszego dzieciństwa – jakie zabawki sprawiły nam radość? Wbrew pozorom gusta dzieci zmieniają się dużo wolniej, niż nasz rynek…
Mama Piotrusia i Zosi przypomniała sobie jeden z najważniejszych prezentów w swoim życiu – zestaw do zabawy w pocztę. Ileż czasu spędziła przy nim wraz z rodzicami, bratem i koleżankami. Zosia ostatnio była zaabsorbowana faktem, iż może sama kupić pocztówkę przy okienku. Może to właśnie jest rozwiązanie!
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.
-
Tatuś Ci wszystko wytłumaczy, czyli - Ratunku! Skad się biorą dzieci?
Stało się! Zupełnie nieoczekiwanie, bez żadnych zapowiedzi czy ostrzeń - jak grom z jasnego nieba! Oczywiście mama Piotrusia wiedziała, że to nastąpi i – ba! - nawet trochę się przygotowywała. Rozważała odrobinę, co powie, jak, która strategia najlepsza… No ale przecież, koniec końców, wszyscy to przechodzą – pomyślała - i żyją! Więc jakoś to będzie, a poza tym - mam jeszcze czas. No bo kto by się spodziewał, że właśnie teraz, pewnego zupełnie zwyczajnego dnia, Piotruś stanie w drzwiach i z pełną ufności miną zapyta : Mamusiu, a skąd się biorą dzieci?
Pierwsze pytania dzieci dotyczące seksualności zwykle wprowadzają dorosłych w zakłopotanie. I nic w tym dziwnego – zwykle nie jesteśmy swobodni w rozmowach na, tak zwane, intymne tematy, nawet w dorosłym gronie.
A co dopiero z dziećmi! Zupełnie nie wiemy, co wolno, co dziecko zrozumie, no i czy w ogóle wypada pewne kwestie poruszać. W skrócie – wypada, a nawet trzeba. Standardowe „skąd się wziąłem” wydaje się pytaniem błahym i rodzicom łatwo przychodzi zbagatelizowanie tematu czy odłożenie go na później. A warto wiedzieć, że pytanie to świadczy o wkroczeniu przez dziecko w przełomowy etap rozwoju - kiedy zrozumiało już, że ma własną płeć i przeczuwa, że ma ona jakieś bardzo ważne znaczenie w życiu człowieka.
W związku z tym – kiedy, kto i jak powinien z dzieckiem rozmawiać.
I najważniejsze – co powiedzieć?KIEDY? Mówiąc najprościej – kiedy nasze dziecko zapyta. Nie starajmy się na siłę inicjować rozmów uświadamiających, bo treści, na które dziecko nie będzie gotowe wydadzą się mu niezrozumiałe i zwyczajnie nudne. A my pozostaniemy z poczuciem porażki wychowawczej i kiedy naprawdę przyjdzie czas, nie ponowimy rozmowy. Inna sprawa, że jeśli nasza pociecha jest już w wieku szkolnym, a nigdy nie zapytała, skąd się wzięła, warto sprawdzić faktyczny stan jej wiedzy. Prawdopodobnie posiada całkiem spory zasób informacji, zdobyty w grupie rówieśniczej czy z mediów, jednak niekoniecznie są to informacje rzetelne, a mogą być wręcz niebezpieczne dla prawidłowego rozwoju.
Uwaga! W żadnym wypadku nie „odpytujmy” dziecka oraz nie ośmieszajmy ani nie okazujmy złości, jeśli jego wiedza jest nieadekwatna. Poczucie wstydu i winy skutecznie odstrasza przed przyszłymi rozmowami z rodzicami na ważne tematy.
KTO? Ten, do kogo dziecko zwróci swoje pytanie. Dzieci zwykle proszą o informacje tego rodzica, który w danym temacie wydaje się im wiarygodny i nie warto roztrząsać dlaczego zgłosiło się, przypuśćmy, akurat do mamy. Nieprawda, że z synem powinien rozmawiać tata, a z córką mama - dla dziecka pytania o sferę seksualną są neutralne i nie odczuwa ono wstydu w rozmowie z przedstawicielem przeciwnej płci. To tak, jakbyśmy zastanawiali się np., kto powinien opowiedzieć, skąd się biorą chmury. Ważne, żeby o kwestiach związanych z seksualnością rozmawiał zaufany i odpowiedzialny dorosły.
Uwaga! Nie zbywajmy dziecka odpowiedzią „wróci tatuś/mamusia, to ci opowie”! Dzieci doskonale wyczuwają nasze zdenerwowanie i orientują się, że „z tym tematem coś jest nie tak”. Więcej mogą nie zapytać.
JAK? Swobodnie, naturalnie i cierpliwie. Pamiętajmy, że wstyd jest w nas, a nie w zaciekawionych malcach. Odpowiadajmy, jakby temat seksualności był najbardziej oczywistym zagadnieniem pod słońcem. Bardzo ważne, abyśmy podążali za pytaniami dziecka i nie wykraczali poza obszar, który je interesuje. O to, co dla niego istotne – na pewno dopyta. Zapewnijmy dziecko (wprost!), że może pytać o wszystko, a my na pewno odpowiemy. Ta pierwsza rozmowa, to najważniejszy moment dla rozpoczęcia budowy więzi zaufania i porozumienia w obszarze spraw związanych z seksualnością, które z czasem będą dla naszego dziecka coraz bardziej interesujące i ważne.
CO? Przede wszystkim - prawdę! Nie opowiadajmy historii o kapustach i bocianach. Dzieci, prędzej czy później, wymienią się informacjami w grupie rówieśniczej i nasz malec znajdzie się w podwójnie trudnej sytuacji – po pierwsze – stanie się obiektem kpin ze strony „bardziej uświadomionych” dzieci, po drugie (lecz niezwykle istotne) – straci do nas zaufanie. I to w obszarze, w którym udział rzetelnego i odpowiedzialnego rodzica jest wyjątkowo ważny. Używajmy prawidłowych nazw anatomicznych. Dzieci nie wiążą z nimi żadnych skojarzeń, a bardzo lubią poznawać nowe części ciała. Dla dziecka macica jest tak samo neutralna jak płuca. Nazwy anatomiczne zdecydowanie ułatwią nam rozmowę. Oczywiście warto posiłkować się też określeniami, które dziecko już posiada, lecz próbujmy odchodzić od bardzo infantylnych, a na pewno - wulgarnych określeń. Przydatne są też porównania do zjawisk znanych dziecku, np. plemnik jest trochę jak pyłek w kwiatku, ale ludzie oczywiście nie rozmnażają się poprzez wiatr. Stosując porównania nie zafałszowujmy prawdy. I pamiętajmy, żeby przedstawiać dziecku dokładnie te treści, o które wprost pyta. Ani więcej, ani mniej.
Czy mama Piotrusia odniosła sukces w pierwszej poważnej rozmowie ze swoim „wcale już nie takim maluchem”? Wierzymy, że tak, ale to, co wiemy na pewno, to że odetchnęła i poczuła wielką, niekłamaną dumę, że w ogóle podjęła wyzwanie. Ciekawe czy w tym momencie zdaje sobie sprawę, że niedługo Piotruś wróci z nowymi pytaniami i wcale nie będzie łatwiej… Nie, nie burzmy jej spokoju,w końcu Piotruś i tak zaskoczy mamę w najmniej oczekiwanym momencie.
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.
-
Najbardziej kolorowa pora roku! – czyli w co się bawić z dzieckiem jesienią
Mama Piotrusia i Zosi ze zniechęceniem spojrzała za okno. Cóż poradzić, jesień. Place zabaw dość opustoszałe, czasem zamoczone, piaskownica nienadająca się do użytku, coraz krótsze dni… Oczywiście to nie pogoda czy upływ czasu martwił mamę. Zastanawiała się, co zrobić, by ta pora roku była dla jej maluchów ciekawa. Wydawało jej się, że każdy inny czas roku stwarza zdecydowanie więcej możliwości…
Do jesieni możemy podchodzić zupełnie inaczej! To pora roku z najbardziej bogatym wachlarzem kolorów, zapachów i odgłosów. To nie obraz przemijania, a przygotowania do czegoś zupełnie nowego! I idealny czas na twórcze, porywające zabawy z naszymi dziećmi!
Zacznijmy od przypomnienia sobie, w co my jako dzieci bawiliśmy się o tej porze roku. Nasze pociechy również będą zachwycone tworzeniem ludzików z kasztanów i żołędzi (można je potem umieścić na szprychach od starego parasola i zrobić prawdziwą karuzelę!), puszczaniem styropianowych statków na kałużach (dla starszych fascynujące może być odkrycie tajemnicy – jak to się dzieje, że statki pływają?), pokrywaniem farbkami liści i robieniem z nich barwnych stempelków, puszczaniem latawca przy wietrznej pogodzie…. Lub też wybierzmy jedną z poniższych zabaw:Moja własna norka – jesień to idealny moment, by przedstawić maluchom wielką zagadkę natury – sen zimowy niektórych zwierząt. Po pokazaniu i nazwaniu gatunków, zaproponujemy dziecku fantazyjną zabawę: wyobraź sobie, że sam, jak zwierzątko, przygotowujesz się do zimowego snu. Musisz przygotować sobie norkę z wszystkimi potrzebnymi przedmiotami i do snu, i do zabawy, gdybyś się przebudził! Ale uwaga – jako zwierzątko nie masz dostępu do sklepów, tylko tego wszystkiego, co jest na łące, w parku, w lesie, na placu zabaw. Udajemy się z maluchem na spacer, by zebrać potrzebne materiały, a potem, wykorzystując stare pudełko po butach, zaczynamy naszą twórczą przygodę!
Jesienne drzewo – do zapełnienia długich, odrobinę chłodnych wieczorów wystarczy nam duża karta brystolu , wszystkie skarby jesienne, które zdołamy zebrać na spacerze, klej, nożyczki, stare zdjęcia i najbliżsi! Przy udziale wszystkich ważnych dla dziecka osób, przy dobrej herbacie, powstanie prawdziwe jesienne drzewo genealogiczne rodziny! Przyklejaniu patyczków (jako pni), liści, wyciętych ze zdjęć twarzy towarzyszą opowiadania rodziców, dziadków, starszego rodzeństwa, wujków itd. Maluchy z wielką chęcią dowiedzą się, w co lubiła bawić się babcia, jak zapamiętał swoją szkołę tata i jakiego koloru był pierwszy rowerek mamy (opowieści można zaznaczyć symbolicznym rysunkiem przy zdjęciu osoby opowiadającej). To też dobry moment, by powiedzieć dziecku, że jego wujek też bał cię kiedyś ciemności, że dziadek też nie od razu umiał jeździć na łyżwach, a przede wszystkim – że najistotniejsza dla wszystkich jest ta ciepła więź rodzinna, symbolicznie przedstawiona za pomocą drzewa…
Widzę ten zapach, czuję ten odgłos – jesień cieszy ogromem doznań zmysłowych, które idealnie nadają się do zabaw rozwijających kreatywność i wrażliwość sensoryczną naszych dzieci. Na spacerze lub po nim, już w domu, zachęćmy maluchy do namalowania dźwięków (wiatru, szelestu, odgłosów ptaków i deszczu) i zapachów jesieni (ziemi, schnących liści, zamokniętego drewna), do nucenia razem z mżawką. Możemy pobawić się w rozpoznawanie na podstawie dotyku kasztanów, patyczków i innych przedmiotów ze „skrzyni skarbów” (pudełka lub koszyka z rzeczami ukrytymi wśród jesiennych liści). Poczujmy jesień na własnej skórze!
Mama podjęła decyzję – to nic, że pada! Idziemy na spacer pozbierać cuda jesieni do zabawy na ten wieczór! A przy okazji może zaciekawię Zosię i Piotrusia opowieścią o tym, że na pewno w kwestii rozpuszczania się nasza skóra różni się od cukru! Ruszamy pobiegać po kałużach!
Autorami porad dla Kreatywki są psycholożki prowadzące Akademię Psychoedukacji i Samorozwoju APIS w Poznaniu.